czwartek, 19 grudnia 2013

#Three



'I wanna dance with somebody'


Czy nasze życie to pasmo przypadków? Zwykłych zbiegów okoliczności które co rusz się nam przydarzają?  A może całe nasze istnienie można nazwać właśnie takim przypadkiem, psikusem ?  Nie wiemy tego i chyba nawet nie będzie dane się nam tego dowiedzieć? Co najbardziej lubimy w naszym ziemskim życiu? Zapach kwitnącego majowego bzu o poranku?  A może smak babcinych obiadków i tego ciepłego kompotu?  A może jest to widok ukochanej osoby? Widok jej twarzy która tak bezpiecznie spoczywa obok Twojej na białej poduszce ? Może są to wypowiedziane słowa 'Kocham Cię ' ?
Co Ty najbardziej lubisz ? Powiedzieć Ci? Oczywiście, że to zrobię. Ty w swoim życiu najbardziej lubisz sport. Sport który zadaje ból fizyczny, natomiast daje Ci ukojenie duszy i to Cię w stu procentach satysfakcjonuje.  Co nie zmienia faktu, że z dnia an dzień coraz bardziej doskwiera Ci samotność i to chyba jest ostrym kolcem znajdującym się w twojej duszy. Boisz się, że kiedyś nadejdzie w Twoim takim życiu sama, że umrzesz będąc samotną.

Mijają dni, a Ty od pamiętnego pierwszego treningu nie widziałaś się więcej z rzeszowskimi środkowymi, co gdzieś siedziało w twojej głowie, bo uważałaś ich za całkiem sympatycznych chłopaków i nie chciałaś, aby zakończyło się to na pierwszym spotkaniu, a na razie zapowiadało się, że tak się skończy.  Twój każdy dzień niczym nie różni się od poprzedniego. Wegetujesz chodząc tylko na treningi. Bolejące jeszcze nie tak dawno ramie nie daje Ci się już we znaki, kolorowe tejpy zniknęły z barku. Jesteś coraz chudsza, co oczywiście nie uszło uwadze Pani Balbinki, która przejęła się, że za słabo Ci gotuje. Załatwiłaś Panu Stasiowi karnet na wszystkie mecze Rzeszowskich Tytanów, nie tylko drużyny kobiecej, ale i męskiej za co był bardzo wdzięczny.

-Nicola, ja już nie mam siły – mówisz cicho do swojej nowej koleżanki sapiąc przeokropnie.

-Mała nie przesadzaj, dziś ruszamy na podbój klubów, będziemy podrywać polskich chłopaczków- mówi z tym swoim akcentem uwieszając Ci się na ramieniu. Wiesz, że za żadne skarby świata nie dasz rady wywinąć się od tego Twoim zdaniem poronionego pomysłu. Przecież Ty jesteś ostatnią osobą która chadza na nocne dyskoteki otoczone masą alkoholu i wyrobów tytoniowych.

-Ale mi się tak nie chce, wolałbym się położyć spać, a po za tym nie mam w co się ubrać – stwierdzasz nisko opuszczając głowę.

-Nie interesuje mnie to. Przyniosę Ci sukienkę i buty, mam nadzieje, że nie masz wielkiej płetwy, bo po tych łyżwach to wszystkiego się można spodziewać. Uprzedzając Twoje następne pytanie, tak umaluję Cię-  wypuszczasz mocno powietrze i odpychasz się nogą od lodu i zmierzasz w kierunku szatni. Zimne powietrze bucha Ci w twarz co daje chwilowe orzeźwienie jednak w głowie tarmoszą Ci się myśli dotyczące dzisiejszej nocnej eskapady. Tak bardzo nie chcesz iść, a zarazem czujesz w sobie powinność, wiesz, że nie możesz zostawić bramkarki na pastwę losu.

-No dobra, o 20 u mnie! – krzyczysz na odchodnego. Wielgaśną torbę już zostawiasz w klubowej szatni, a co trening przynosisz sobie tylko nowe body no i bieliznę. Drogę do mieszkania przemierzasz w zastraszającym tempie. Już po chwili pukasz do starych dębowych drzwi Pani Balbinki, która otwiera Ci drzwi i znika w czeluściach kuchni, rzucasz torbę koło szafki na buty, różowe adidasy zdejmujesz energicznie. Schylasz się by poprawić skarpetkę i idziesz w Twoje ulubione miejsce w tym mieszkaniu czyli do salonu by usiąść na wielkim fotelu bujanym, gdy Kosa Cię widzi momentalnie wskakuje na chuderlawe kolana.

-O Panie Stasiu widzę, że nowe krzyżówki Pan rozwiązuje – mówisz

-Słońce czymś trzeba zająć mózg, żeby nie słuchać ciągłego biadolenia Balbiny –stwierdza, na Twoich ustach pojawia się wielki uśmiech, a z kuchni dochodzi donośne ‘Słyszałam Stasiek’, co kwitujecie już barytonowym i trudnym do okiełznania śmiechem – Dobra, powiedz mi jaki był pierwszy król Polski?

-Bolesław Chrobry - odpowiadasz

- Nie to, że wiesz nie pamiętam, bo jestem stary, a stary przecież nie jestem mam 18 lat. Nadal osiemnaście lat, a po za tym nigdy nie byłem dobry w te historyczne klocki- próbuje się usprawiedliwiać

-Wiesz Stasiek Ty to kurde taki jesteś bajkopisarz niczym Andersen, stare dziadzisko z Ciebie, ale za to jakie kochane. Powiedz, lepiej naszej kochanej Lence o tym wiesz naszym tajnym planie – mówi dumnie starsza kobieta,jednak wzrok mężczyzny zamknął kobiecie usta, która przyszła do salonu trzymając w ręce dzbanek z malinowo-truskawkowym kompotem, który notabene smakował Ci przeokropnie. – Dziś na obiad kotleciki schabowe  z ziemniaczkami i wielką kupą suróweczki z kiszonej kapustki- na sam opis dania ślinka cieknie Ci z buzi.

-Wie Pani, co ta Nicola dziś wymyśliła, na dyskotekę mi każe iść. –żalisz się staruszce

-I bardzo dobrze robi Lenka, nie można wiecznie żyć samemu, trzeba się rozerwać trochę czasami. W sumie ja też bym sobie poszła gdzieś potańczyć- dodaje

-Radio Ci włączę będziesz sobie tańczyła ile będziesz chciała- wtrąca się z przekąsem Pan Stasio

-Nie bądź taki zabawny, bo będziesz zaraz jadł, ale farbę ze ściany- ripostuje Balbinka, a w Tobie po raz kolejny dzisiejszego dnia chce się strasznie śmiać.- Kurde, Stasiu, a może byśmy się dziś do kina wybrali- pyta kobieta głowę rodziny – Rozerwałabym się tak jak Lenka moja kochana-  dodaje

-Granat ruski Ci dam, zawleczkę wyciągniesz moment będziesz rozerwana- i teraz już nie wytrzymujesz. Chyba cała kamienica słyszy Twój donośny śmiech.  Reszta część popołudnia mija w jako takim spokoju. Gdy wychodzisz coś rozczula Twoje serce, a jest to widok starszych państwa, którzy zastępują Ci dziadków. Pani Balbinka siedzi na kolanach męża i się do niego czule przytula wtedy dochodzisz do wniosku, że od dziś nie będziesz bronić się uczuć. Punkt 20 w Twoich skromnych progach zjawia się Nicola z małą walizką na kółkach co Cię trochę dziwi, przez myśl przewija się, że chce się do Ciebie wprowadzić, jednak gdy na środku salonu otwiera bagaż Twoje oczy przypominają pięciozłotowe monety. Do ręki podaje Ci białą koronkową sukienkę bez pleców, która kończy się tuż zaraz za pośladkami. W komplecie dorzuca Ci przeogromnie wysokie, krwistoczerwone szpilki i każe Ci się szybko ubrać. Nie jesteś do końca pewna tego wyboru ale chcesz chociaż raz poczuć się jak prawdziwa kobieta. Zatapiasz się w otchłani łazienki, swoje długie nogi smarujesz jednym z malinowych balsamów do Ciała które tak bardzo uwielbiasz. Twój tatuaż prezentuje się niebywale dobrze w połączeniu z białą sukienką, dodaje jej drapieżności. Wychodzisz z łazienki, a  w swoje sidła łapie Cię Nicola, która ma zamiar zrobić jak to samo określiła ‘cudo’. Po chwili na Twojej twarzy zostają nałożone przeróżne bazy i fluidy; na powiekach narysowane zostają kocie kreski, a rzęsy wytuszowane. Włosy opadają Ci na ramiona, a Ty pierwszy raz w życiu czujesz się w stu procentach kobietą, kobietą która widzi tylko swoja wady aniżeli zalety. Z Twojego mieszkania wychodzicie jak torpedy, w znakomitych humorach przekraczacie klub dyskoteki, w której panuje straszy zaduch. Ludzi jest multum co Cie trochę onieśmiela, nie jesteś aż tak towarzyska, przecież dyskoteka to nie lodowisko.  Powoli jednak odnajdujesz się w parnym miejscu i idziesz w kierunku baru, by Krwawa Mery dodała Ci wsparcia i odwagi.  Po chwili falujesz bezwładnie z nogi na nogę na środku parkietu. Czujesz jakbyś była całkiem sama. Czujesz się po prostu dobrze, i wcale nie boisz się tego, że barman dosypał Ci czegoś do drinka.  Chciałabyś by ta chwila trwała. Jednak nic nie może wiecznie trwać. Do Twojego ucha zbliża się czyjaś twarz

-Świetnie wyglądasz- nagle wszystko pęka jak bańka mydlana, znów dostrzegasz tych wszystkich ludzi, Tych pijanych, śliniących się do każdej ładnej dziewczyny facetów, i widzisz też te, które zrobią niejednemu dobrze, za drogie buty.

-Dz, dzięki- mówisz, nie poznajesz bowiem początkowo nadawcy wcześniejszego stwierdzenia.

-Nie poznałaś mnie? – dodaje

-Boże – kojarzysz, wolno, bo wolno ale jednak- Piotrek, przepraszam. Nie poznałam – odpowiadasz zgodnie z prawda. Lustrujesz do od czubka grzywki, aż po czubki białych adidasów. Wyglądał bowiem bardzo dobrze, biała polówka podkreślała dobrze zbudowany tors, a ciemno granatowe dżinsy dodawały drapieżności. Włosy jak zwykle pozostawiały ten młodzieńczy look.


-Dobrze, że ja poznałem. Nigdy bym nie pozwolił sobie nie poznać. Zatańczysz ze mną ?- pyta, a jak na zawołanie DJ puszcza jedną z tych fajnych wolniejszych piosenek tego sezonu. Jego ręce całkiem niewinnie łapią Twoje biodra, które praktycznie całe obejmuje. Ty opierasz wypudrowaną twarz w białą koszulkę chłopaka, modląc się w duchu by nie upieprzyć mu tego zapewne drogiego ciuchu.  Czujesz hipnotyzującą woń jego perfum i całkiem niewinnie przygryzasz od środka swoją wargę. Jest tak idealnie – Nie powinnaś ubrać tej sukienki, nie powinnaś tak kusić – dodał, a Wy dalej kołysaliście się nieśmiało w rytm muzyki.



______
Taadaaam  ?

Wczoraj ja podobnie jak bohater opowiadania wyżej obchodził urodziny. Piotrku, mimo, że mnie nie znasz i chyba nie poznasz, mimo, że nie czytasz i nigdy nie będziesz tego widział, wiedz, że Twoja gra jest wielką moja miłością, masz to coś czego inni powinni Ci zazdrościć. Więc jeszcze raz! Bądź sobą i dalej bądź niezastąpiony.

Dziękuje za wszelkie życzenia na gadu od tych które pamiętały o tym, że gdzieś tam w czarnej dupie żyje sobie taka Anka.. I Tobie kochana Aniu, dziękuję Ci za wszystko nie tylko za życzenia,a za to, że po prostu jesteś.

Pojawił się prolog, na całkiem szokującym dla mnie Bartku Kurku. Historia ta będzie miała 6 rozdziałów. Więc zapraszam Was na nią bardzo serdecznie.
Zapraszam również do Krzysia Ignaczaka żeby mu nie było smutno.
Masz pytanie? ASK
Chcesz wiedzieć więcej Facebook.

To ostatni rozdział w tym roku, dodany przeze mnie. Więc z tego miejsca chciała życzyć Wam Wesołych Świąt, zajebistego Sylwestra moje drogie, żeby te święta były dla Was rodzinne, byście miały znów tak świetną wenę jaką macie teraz i bym mogła jak najdłużej czytać Wasze cuda. 
Innymi słowy dziewczyny : Wszystkiego, Wszystkiego dobrego

Nie przedłużając, ściskam Anka

niedziela, 8 grudnia 2013

#Two


'Dreams are like angels they keep bad at bay' 

Czy można spotkać miłość ? Wydaje Ci się, że raczej nie, bo przecież miłość to nie pulchna kobieta o nienagannym stroju z napisem ‘miłość’ na jasnym, obficie przypudrowanym czole. Miłość, to również nie też amorek który namierza gdzieś z pośród chmur swoje ofiary. Miłość to coś niespodziewanego, coś na co czasem czekamy i latami lub coś co przychodzi w najmniej oczekiwanej chwili naszego życia. Jak  było z Tobą? Nie wiadomo. Kochałaś, lecz nie byłaś kochana. I On kochał i nie był kochany. Wszyscy ludzie, którzy nie byli członkami Twojej rodziny zakochiwali się w zaskakująco szybkim momencie,  Ty stałaś, a dokładnie grałaś jak zaczarowana miłość omijając piękną przeplatanką.

Przez te kilka dni zaprzyjaźniłaś się ze starszym małżeństwem mieszkającym piętro ‘nad Tobą’. Byłaś zauroczona uczuciem jakim się darzą przez ponad 50 lat. Zastanawiałaś się, jak to jest męczyć się z jednym człowiekiem taki szmat czasu.. Wmawiałaś sobie wtedy, że wcale nie jesteś samotna, tylko po prostu lubisz wolność oraz swobodę. Cóż za błędne myślenie.  Myślałaś jakie to uczucie gdy leżysz wtulona w nagi tors ukochanego, jak mocno oplata Cię mocnymi i długimi ramionami, jak całuje w czubek głowy, jak się śmieje razem z Tobą, jak marznie na lodowisku oglądając kolejny z Twoich zaciętych meczy, jak robi Ci śniadanie gdy jesteś chora, jak po prostu jest. Gdzieś tam w środku siebie modlisz się, prosząc o takiego Pana Stasia dla siebie.

Sen. Bardzo go lubisz. Lubisz również śnić, hasać z ze znajomym Morfeuszem po bezdrożach, po polach pełnych żółtych kwiatów, Twoim katem i utrapieniem jest dzwoniący jak co rano żelaznymi obręczami Mefisto- czyli innymi słowy mówiąc budzik. Przewracasz się na lewy bok, by vis a vis swojej twarzy mieć piekielne urządzenie które wskazuje dokładnie 7:30. Niechętnie, bo niechętnie spuszczasz swoje bose stopy na zimną boazerię, a część Ciebie chce przewrócić się jeszcze na minutkę w otchłań ciepłej pościeli. 

Wstajesz opuszczając mocno do dołu czerwony podkoszulek. Mlaskając stopami po zimnej podłodze kierujesz się w kierunku kuchni. Jedną ręką przecierasz śpiące jeszcze oczy, a drugą wyciągasz mleko z lodówki. Siadasz na kuchennym blacie, pijąc napój nabiałowy z przysłowiowego gwinta, lecz po chwili krztusisz się niemiłosiernie, co spowodowane jest dostrzeżeniem swojego odbicia  w srebrnym okapie.  Twoje włosy nie przypominały idealnych blond drucików, które są nieskazitelnie proste. Chyba w nocy jastrzębie urządzały sobie z nich mocne gniazdo dla swoich pociech.  Gładzisz rękoma włosy. Zjedzenie śniadania skraca Twój dzisiejszy dzień o około 30 minut. Zadowolona opuszczasz mieszkanie kwadrans po ósmej udając się do pani Balbinki, po jej ukochanego Kosę. Na swojej mapie obierasz  8 kilometrową trasę po okolicznym parku.  Z kroku na krok wydaje Ci się, że masz coraz mniej energii, a zarazem coraz więcej mokrych dróżek potu na Twoich plecach, które lekko Cię już swędzą. Opadasz wykończona na jednej z ławek, a zaraz koło Twojego niebieskiego buta kładzie się zdyszany Kosa. Jest idealnie. Wspaniale. Lubisz taki wewnętrzny spokój ducha jaki teraz osiągasz. Nagle czas w Twojej głowie płynie zdecydowanie wolniej. Słyszysz najmniejszy szmer, brzęczenie muchy za Twoim uchem, chmury na niebie płyną zdecydowanie wolniej. Łapczywie upajasz się chwilą. Nagle Twój wierny towarzysz rannego rozruchu gwałtownie podnosi się na cztery łapki i biegnie w  kierunku bliżej CI nie znanym, a Ty dłużej się nie zastanawiając ruszasz w szaleńczą próbę pościgu za czworonożnym przyjacielem, który goni coś, a raczej kogoś rudego kota jakiejś starszej Pani, gdy tylko udaje Ci się wziąć zdyszanego psa na ręce przemawiasz:

-Bardzo Panią przepraszam- zaczynasz się usprawiedliwiać- Kosa nigdy nie robił takich rzeczy, nie wiem co w niego wstąpiło, zawsze był mało temperamentnym psem. – mówisz, a tak naprawdę nie wiesz za co przepraszasz w sumie nic złego się nie stało

-Powinnaś go wykastrować, bo ja do straży miejskiej pójdę jak jeszcze raz pogoni mojego biednego Erneścika- słysząc to krew w Twojej głowie zaczyna pulsować mocniej, zapowietrzasz się. Nie wiesz co masz powiedzieć, bo wiesz, że każdy użyty argument będzie zmieszany z błotem które znajduje się na następnej parkowej dróżce.

-Nie ma Pani racji, my już pójdziemy. Przepraszam jeszcze raz- kolejne przeprosiny przechodzą ciężko przez woje harde gardło, jednak nie masz najmniejszej ochoty wykłócać się z właścicielką ‘biednego Erneścika’, który według Ciebie nie jest taki biedny, biedniejsza o sto razy jest jego właścicielka. Idziesz niemal emanując złością, stawiasz ostentacyjnie psa na dróżce kucając koło niego

-Kosa, Ty debilu. Ja Cię jeszcze wychowam, jak już będziesz biegł za tym zakichanym kotem, to masz go przynajmniej ugryźć w ten rudy tyłek. Zrozumiano?- w odpowiedzi dostałaś głośne szczekanie i energiczne machanie ogonem, które Cię satysfakcjonuje w stu procentach- Wiesz Kosa, kocham Cię – mówisz, lecz coś budzi Twoją niepewność, bo słyszysz za sobą dwa męskie barytonowe śmiechy. Wstajesz masz wrażenie, że osobniki lustrują Twoją postać od góry do samego dołu. Odwracasz się w ich kierunku.- Przepraszam, co Panów tak śmieszy – pytasz, a oni śmieją się głośniej, lecz po chwili milkną. Oboje byli wysocy, w jednym dostrzegasz Grzegorza Kosoka i mina momentalnie Ci rzednie, wiesz jak się wygłupiłaś lecz ukrywasz to i starasz się być pewna siebie jak nigdy dotąd. Jeden z nich chrząka znacząco- Właśnie powiedziałaś, że kochasz mojego przyjaciela- mówi blondyn. Przystojny blondyn o urodzie niespotykanej. Zielona koszulka mocno eksponuje jego muskularny tors, a dżinsowe spodenki podkreślają długie nogi- Twój przyjaciel nie powinien sobie pochlebiać. Kosa to mój pies- wyjaśniasz, lecz znów otacza Cię ochocza salwa śmiechu –Przepraszam, nie przedstawiłem się- mówi i wyciąga do Ciebie olbrzymią dłoń, którą po chwili mocno uściskasz – Piotrek jestem- dokładnie znasz tego chłopaka, nie raz chciałaś oznajmić całemu światu jak bardzo kochasz te jego krótkie ataki i szczelne bloki. Chciałaś mu powiedzieć, jak bardzo nienawidzisz rozgrywających zarówno z klubu i reprezentacji, dlatego żę tak mało piłek dostaje. Uśmiechasz się nikle-  Lena, Mam na imię Lena, bardzo mi miło- Boże zachowujesz się, jak dziecko w wesołym miasteczku, ale dlaczego. Przecież Ci dwaj panowie nie są pierwszymi osobnikami płci przeciwnej jakich poznałaś. 

-Może się przejdziemy- proponuje drugi. Jako potwierdzenie kiwasz ochoczo głową. Obaj mają czerwone torby na ramieniu. Wydaje się, że mają milion wolnego czasu lecz Ty nie masz go tak dużo, bo zaledwie dwie godziny. Gdy siedzicie na jednej z ławek ochoczo pałaszując śmietankowe lody na patyku spostrzegasz godzinę na sklepowym elektrycznym banerze i momentalnie się podrywasz.

-Przepraszam muszę już lecieć- mówisz będąc już dwa kroki od ławki, pies już dawno Cię wyprzedził. Widzisz zmieszany wzrok wcześniejszych towarzyszy. Wbiegasz momentalnie do domu wcześniej odstawiając psa, do jego Pani. Przebierasz się, bo nawet nie masz czasu na prysznic, przez te parkowe pogawędki. Bierzesz rączkę od ogromnej torby zakładasz słuchawki i wychodzisz z mieszkania. W głośnikach głośno dźwięczy Ci Hans Solo. Cicho podśpiewujesz jeden z jego utworów ‘ Gramy o respekt, o pierwsze miejsce’ i po chwili upadasz z hukiem na czarną torbę Bauera  i czujesz wbijającą się w Ciebie płozę od łyżew. Wyjmujesz słuchawki podnosisz się szybko mając ochotę nawrzucać swojemu napastnikowi

-Kopciuszek? Znów Ty – nadawca głosu był wyżej niż mogłaś tego przypuszczać. Zadzierasz głowę go góry i widzisz wcześniej poznanego siatkarza.

-Piotrek, co Ty tu robisz? –pytasz

-Szedłem do Perły oddać mu grę, mieszka tam za rogiem- znów chłopak przeszywa Cię wzrokiem- idziesz na włam? – pyta, Twoje brwi łączą się w jedną kreskę a głowa wykonuje dziwny ruch oznaczający to, że nie zrozumiałaś swojego kolegi. Lustruje Cię wzrokiem. Zastanawiasz się jak wygląda dziewczyna która ubrana w męskie krótkie spodenki, białą bokserkę w różowych butach z wysokim kokiem na głowie wygląda. - Po co Ci taka wielka torba? – Nie odpowiadasz- Co Ci się stało w bark? - kolejne pytanie- O kurwa masz tatuaż- stwierdza na co ogarnia Cię śmiech – Chcesz zobaczyć prawdziwy sport?- zaskakujesz go pytaniem- No pewnie- ochoczo odpowiada – W takim razie zapraszam ze sobą- w myślach karcisz się za swój debilizm. Kroczycie obok siebie nic nie mówiąc. Cieszycie się chwilą. Ty nastrajasz się przed treningiem. Twój towarzysz nie wie czego ma się spodziewać. Jest mocno zdezorientowany kiedy przekraczacie próg rzeszowskiego lodowiska. Prowadzisz go najbliżej trybun na tak zwaną strefę VIP’a która jest tuż obok tafli. Widzisz jak gęsia skórka pokrywa jego ciało. –Poczekaj tu na mnie. Zaraz przyjdę – mówisz. Bierzesz ponownie torbę i udajesz się w kierunku szatni. Przebierasz się szybko. Rozmawiasz jeszcze z Nikolą, chyba się zaprzyjaźnisz z tą ukraińską bramkarką. Krocząc ramię w ramie śmiejąc się wchodzicie na lodowisko od tak zwanego tyłu. Podchodzisz to siatkarza.- Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać- patrzy na ciebie z otwartą buzią- O kurwa, chłopaki mi nie uwierzą-  odpowiada niedowierzając- Zrobisz sobie zdjęcie z nowym nabytkiem Rzeszowskich Tytanów to uwierzą- stwierdzasz. Klepiesz go po ramieniu i odchodzisz, gdyż swoją obecność zaznaczył trener.
Trzymasz kask w ręku jak to masz w zwyczaju, drugą ręką opierasz  kij przenosząc na niego znaczną cześć swojego ciężaru ciała.  Widzisz jak każda z ‘starych’ zawodniczek obserwuje Twoje zachowanie, każdy Twój ruch.


-Witam dziewczynki. – mówi trener, a każda z Was odpowiada mu zdawkowe ‘bry trenerze’- Jak widzicie mamy dwie nowe zawodniczki, które mam nadzieje pomogą dojść nam na sam szczyt. Nie wiem czy się znacie, czy nie więc ja sam was przedstawię. Do naszego szeregu dołączyła bramkarka Nikola jest z Ukrainy, gdzie w poprzednim sezonie zajęła 4 miejsce w klubowych rozgrywkach. Mamy też Lene, która poprzedni sezon leczyła kontuzję barku, ale niektóre z Was powinny kojarzyć ją z reprezentacji lub z Cracovii. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie. Oczywiście jest początek sezonu więc przypomnimy sobie kilka zasad. Pierwszą z nich są treningi na których macie być, każde spóźnienie to 20 minut przedłużenia ogólnego treningu dla całego zespołu. Druga to abstynencja czyli nie pijecie alkoholu, nie palicie szlugów. Zrozumiano? – na co wszystkie odpowiadają ‘tak jest trenerze’ lub po prostu kiwają głową na potwierdzenie- Trzecia sprawa to bójki na meczach. Tak mówię do Ciebie gwiazdo- trener nagle przenosi na Ciebie wzrok, twoja twarz momentalnie robi się purpurowa. – Nie popieram tego, ale jeśli do tego dojdzie, to masz zrobić tak, żeby nie dostać kary na kilka spotkań. – na potwierdzenie jego słów, kiwasz głową- No widzę, że się rozumiemy. Dziś sprawdzimy razem z Tadeo czy wasze chuderlawe tyłki mają jeszcze jakąś energię i popracujemy nad waszą zwrotnością i szybkością. Cieszycie się widzę? Ja też. 
Ustawiać się biegiem na niebieskiej linii- rozkazuje, a  Ty już wiesz, że będziesz dobrze czuć się w tej drużynie. Podjeżdżasz i ustawiasz się na linii. Zakładasz kask. Przez kratę spoglądasz na środkowego Sovii który jest zachwycony.  Chłonie każdy najmniejszy wasz ruch. Jest skupiony i szczęśliwy. W jego oczach tańczą szalone ogniki. Do Twoich uszu dochodzi dźwięk gwizdka po którym gwałtownie zrywasz się jadąc do naprzeciwległej Ciebie następnej niebieskiej linii na której przeplatanką zawracasz i wracasz do miejsca startu. Ćwiczenie to powtarza się kilka razy, a Tobie ciągle mało.



________________________ 
Więc tak na samym wstępie przepraszam, że nie ukazał się epilog na blogu ' W świecie ciszy', ale za cholerę nie wiem jak mam to zakończyć.

Mam nadzieję, że nie ma już tylu błędów, co w poprzednim rozdziale, bo czytałam go z 1938623763240 razy próbując wychwycić.

Zapraszam na ASKA jeśli macie do mnie pytania.
Zapraszam na  FACEBOOK.

No i przede wszystkim zapraszam na IGNACZAKA.

No i na koniec przesyłam zdjęcie mojego autorstwa, co by smutno nie było. 

Pozdrawiam z zapizganego Krakowa.

piątek, 29 listopada 2013

#One


 ' Love is the perfect ingredients to be happy'

Wybicie barku. Niewyobrażalny ból. Zostajesz tak niefortunnie zablokowana, że kość wyskakuje Ci z miejsca w którym powinna być. Z łzami w oczach zjeżdżasz do boksu, tam od razu znajduje się przy Tobie sztab specjalistów którzy mają Ci ulżyć. Zakładasz osłonki na płozy i wychodzisz do szatni. By tam krzyczeć i  uwolnić resztę emocji. By uwolnić nadzieję, że ktoś może Cię dostrzec na tych zawodach.

Siedzisz właśnie w salonie tatuażu z najlepszą przyjaciółką wielką fanką hokeja- Oliwią.  Twój plan jest jeden chcesz mieć od kostki, aż do kolana wytatuowanego hokeistę. Pięknego. Idealnego. W pełnym zamachu na bramkę. Po kilku godzinach bólu pomieszanego ze śmiechem, bo artysta jak sam się określił który kreślił Ci tatuaż opowiadał figlarne i śmieszne żarty. Dowiedziałaś się, że musisz chodzić z zaklejoną łydką kilka dni, żeby atrament ładnie ‘zgryzł’ się ze skórą. Podobno jesteś pierwszą dziewczyną, i pierwszą osobą której tatuowano hokeistę. Podobno dziewczyny w Twoim wieku tatuują sobie motylki, kwiatuszki i tym podobne. Ale Ty przecież jesteś inna. Idziesz do swojego domu w którym czeka na Ciebie pies i wujek z nieciekawą miną i białą koperta na stole. Boisz się, że coś się stało. Nie wiesz co masz zrobić. Jak zapytać. Jak podejść do tematu.

-Wujku coś się stało?- pytasz z nadzieją w głosie, oczekując negatywnej odpowiedzi. Oczekując ? No właśnie, chyba sama nie wiesz czego oczekujesz.

-Lenka, udało nam się. W końcu nam się udało- mówi przytulając się mocno do Ciebie, lecz Ty do końca nie wiesz o co chodzi.

-Wujaszku, ale co się stało- dociekasz mocno i dowiadujesz się, że masz trzy propozycję do gry w klubie, bo przecież na tych nieszczęsnych Mistrzostwach Europy nabawiłaś się kontuzji i żaden z klubów nie chciał wtedy nawiązać z Tobą, żadnej współpracy. Gdy dowiedziałaś się o tych propozycjach  byłaś wniebowzięta. Wiedziałaś, że  robisz duży krok. Gra za pieniądze to spełnienie Twoich najskrytszych marzeń. Nie możesz w To wszystko uwierzyć.  Od razu dzwonisz do przyjaciółki, która po kwadransie zjawia się u Ciebie z progu z butelką wina i paczką solonych chipsów.  Oczywiście Ty nie pijesz tylko poisz się sokiem porzeczkowym, ale dziewczyna sobie nie odmawia i w rezultacie wypija całą butelkę i zasypia na Twoim łóżku, nie chcąc ją budzić pakujesz śmierdzącą torbę w pralni, wkładasz kij to futerału i wychodzisz z domu by udać się do autobusu.  Tym razem idziesz na trening z chłopakami, po części nie możesz się doczekać aż im powiesz o swojej dobrej nowinie.

Wsiadasz do autobusu linii numer 124 i czujesz, gdzieś tak w podświadomości, że nie będzie to miła podróż. Już sam fakt, że stoisz w przegubie długiego autobusu z wielką torbą, z której niezbyt miło pachnie, dodatkowo krótkie spodnie, bo jest Ci nad wyraz ciepło nawet jeśli jest to początek maja. Wszystko było by dobrze, gdyby nie miłe słowa starszej pani, która siedziała gdzieś obok Ciebie.

-Widzi Pani, chodzą takie dzieciury nie wiadomo gdzie nie wiadomo po co z jakimiś wielkimi walizkami. Niby takie bogate, a autobusami jeżdżą- Zbiera się w Tobie wielka niepohamowana złość. Jak stare za przeproszeniem babsko, może Cię znać, a tym bardziej oceniać ? Zastanawiasz się kto jej dał takie prawo

-Proszę Panią, ja nie mam pięciu lat i nie jestem z pierwszej łapanki. A Pani jako starsza osoba powinna mieć krztę jakiejkolwiek godności i nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Nawet jeśli wiozłabym w tej torbie zwłoki, to Panią nie powinno to wcale, a wcale nie interesować – mówisz, a gdybyś była psem to piana toczyłaby Ci się z przerażającego pyska. Starsza Pani jeszcze coś pomruczała, ale przestało Cie to obchodzić, bo włożyłaś pokaźnej wielkości słuchawki na głowę i zatraciłaś się w słowach PIH’a.  Po kilku minutach dojechałaś do punktu docelowego swojej podróży. Bierzesz  czerwoną torbę za materiałową rączkę i idziesz do szatni. Niemal w ekspresowym tempie przebierasz się i dołączasz do rozgrzewających się już chłopaków

-Chłopaki mam dla Was nowinę!- krzyczysz, a  każdy z nich momentalnie zjawia się obok Ciebie z niecierpliwieniem wytężając wzrok na Twojej dużej już posturze- Mam dwie propozycje do gry w Ekstralidze- mówisz na jednym wdechu i nagle słyszysz śmiech chłopaków przechodzisz z rąk jednego do drugiego uspokaja Was dopiero gwizdek trenera. Na jednej z przerw podjeżdża do Ciebie Marcel jeden z napastników tutejszego klubu

- Ile masz tych propozycji ? –pyta z zaciekawieniem, czasami masz wrażenie, że czuje on do Ciebie coś więcej niż tylko przyjaźń lecz Ty nic więcej zaoferować mu nie możesz

-3 –odpowiadasz ze stoickim spokojem, ale tak naprawdę dusza tańczy po całej tafli

-Skąd? –pyta, a tu momentalnie wymieniasz 2 miasta hokejowej kolebki polski i jednego nowatora. – I które masz zamiar wybrać ?-dopytuje

-Wiesz, Sanok na pewno nie jest w moim typie, podobnie jak Tychy. Mają wszystko. Mają renomę, ja chce pokazać, że jestem dobra, i ze z moją mała pomocą moja drużyna jest zdolna do zwycięstw. Dlatego pewnie wybiorę Rzeszów-  w odpowiedzi dostajesz pewien zarzut, że źle wybierasz. Lecz Ty dokładnie wiesz co robisz, dokładnie wiesz dokąd zmierza Twoje życie i dokąd ma zmierzać. Chcesz Rzeszów to tam pójdziesz. Wiesz też, że to jedna z najważniejszych i z najtrudniejszych decyzji jakie musisz podjąć w swoim krótkim ale pełnym wrażeń życiu. Po kilku  godzinnym treningu wyczerpana wracasz do domu, po raz kolejny wchodzisz pod prysznic by zmyć trud dnia, wchodzisz do swojej sypialni, ale widok owiniętej w chińskie osiem kołdrą przyjaciółki szybo ewakuujesz się z pomieszczenia i udajesz do kuchni, by oświadczyć wujkowi swój wybór i przy okazji coś zjeść. Twój opiekun wydaje się być bardzo zadowolony z Twojego wyboru, uważa, że stawiasz sobie wysoko poprzeczkę wbrew pozorom. Bo nie sztuka jest iść do zwycięscy, sztuką jest iść do upadłego by wraz z nim wznieść się ponad wyżyny niczym Feniks z popiołu. 

Zjadasz szybko jak na zawołanie. Idziesz do torby by wyjąć kilka nieświeżych rzeczy i wrzucić je do prania.  Przewijasz się po mieszkaniu, by w rezultacie zaprzedać swoje ciało i duszę Morfeuszowi.
Kiedy byłaś w bidulu nie wyobrażałaś sobie swojej przyszłości lecz w Twojej głowie padało jedno określenie ‘być kimś’, patrząc teraz z perspektywy czasu wierzysz, że jesteś w stanie to uczynić. Z niecierpliwością odliczasz dni by tego jednego wielkiego udać się do stolicy Podkarpacia by spełniać swe marzenia. Każda chwila mija tak szybko, że nie jesteś w stanie jej poczuć, zasmakować. Codzienne i długotrwałe treningi sprawiają, że jesteś już troszkę zmęczona, mimo tego z radości masz ochotę krzyczeć. Czujesz się spełniona.

Gdy jesteś na cięższym treningu z chłopakami przychodzi moment który w sekundzie może po raz kolejny pokrzyżować Twoje plany. Przez swoją nieuwagę i zbyt duże zaangażowanie zostajesz zablokowana. Osuwasz się bezwładnie na lód. Leżysz oczekując wybawienia, a w głębi siebie wijesz się z bólu. Po niedługiej chwili podjeżdża do ciebie Twój napastnik krzycząc od połowy tafli jak bardzo jest mu przykro i jak bardzo nie chciał, odpowiadasz mu zdawkowym ‘Lajtowo Antek’ i o jego minimalnej pomocy podnosisz się rozmasowując na tyle ile jest to możliwe obolałe miejsce. Wracasz do domu, rozbierając się patrzysz w lustro na zaczerwieniony punkt Twojego ciała, przechodzącemu przez korytarz wujkowi uszło to jednak na uwadze i momentalnie znalazł się przy Tobie

-Proszę Cię, dziecko nie mów, że teraz, gdy jest taka szansa przed Tobą, Ty znów nie uważałaś? -  mówi oczekując jednego. Zaprzeczenia. Ty oczywiście próbujesz robić dobrą minę do złej gry. Sama w głębi siebie nie dopuszczasz wizji spędzenia kolejnego sezonu na domowym tapczanie.

-Nie, jest dobrze. Marek nie zauważył odnowienia tamtej kontuzji – po  tamtych słowach siedziałaś na twardym krześle znajdującym się na werandzie w samym sportowym staniku, a wujek kleił Ci niebieskie tejpy , który chociaż trochę koiły ówczesny ból.

Dni mijają, ból nie ustaje i tego strasznie się boisz, wręcz doszczętnie Cię to paraliżuje od wewnątrz. Boisz się grać na treningu. Boisz się angażować.  Trener i Ty sama jesteś zawiedziona Twoją spadkową formą. Jesteś słabsza niż 12 letni chłopiec który dopiero zaczyna gryźć lód. Nie wiesz jednak, że wyjazd do Rzeszowa okaże się czymś więcej niż tylko wymarzonym sportowym cudem. Jeszcze nie wiesz, że znajdziesz tam przyjaciół, że znajdziesz tam miłość swojego życia.

Dzień 3 lipca do końca zapamiętasz. Nigdy nie zapomnisz ani jednej minuty. Dlaczego? Otóż dzień ten to Twój wyjazd. Żegnasz się z pięknym Krakowem na rzecz tajemniczej stolicy Podkarpacia. Nadchodzi dzień przeprowadzki. Jesteś strasznie podekscytowana szczęście wręcz emanuje z Twojego drobnego ciała. Po dwóch godzinach jazdy jesteś już w Rzeszowie. Twoim kwaterunkiem okazuje się małe mieszkanie w starej kamienicy w centrum miasta. Jak się okazało do lodowiska masz niecałe 10 minut drogi na pieszo. Wujek nie mógł z Tobą długo zostać, bo trening Twoich młodszych kolegów z którymi i Ty notabene  trenowałaś był ważniejszy i Ty to oczywiście rozumiesz jak mało kto. Twoje mieszkanie które dostałaś od klubu jest małe, ale bardzo przytulne ma w sobie to coś co lubisz. Na półkach od kilku godzin ustawiasz różnego rodzaju trofea i medale, czy nawet fotografie.

Następnego dnia masz stawić się na swój pierwszy trening w klubie. Torba już dawno naszykowana leżała w pokoju czekając tylko, aż ją weźmiesz. Kije również leżały w pełnej gotowości. Siedzisz samotnie na wielkim puchatym fotelu w ręku dzierżąc butelkę Tymbraka, oglądasz mecz swoich nowych koleżanek i stwierdzasz, że są naprawdę dobre, ale brakuje im osoby która tchnie pozytywnego ducha to przecież niby nic, a jednak coś tak ważnego. Z Twojego letargu budzi Cię dzwonek do drzwi niczym kubeł lodowatej wody wylanej na głowę, który dzwoni jakby miał Cię alarmować o nadchodzącym końcu świata. Zrywasz się z fotela i niczym antylopa fikuśnie zmierzając do drzwi. Otwierasz ja, a przed Tobą wyrasta starsza kobieta z talerzem w dłoniach

-Dziecko – mówi i bezpardonowo pakuje się do Twojego mieszkania idzie w kierunku kuchni Ty zaś stoisz osłupiała i nawet o minimetr nie zmieniając swojego położenia- przyniosłam Ci kotlecika z takiego dobrego wiejskiego schabiku, którego mój stary  ze wsi przywlekł- wiesz, że musisz iść do miejsca z którego dochodzi lekko zrzędliwy, ale i opiekuńczy głos- Boziu jaka Ty mizerniutka, Czy Ty w ogóle dziś jadłaś- pyta, a Ty zmieszana lekko kiwasz głową- No i patrzcie niebiosa jak kłamać umie. Ale ja swoje przeżyłam i swoje wiem. Panienka to sportłumen? – pyta co kwitujesz zalążkiem perlistego śmiechu i odpowiedzią- Tak, jestem hokeistką

-Łolaboga, a to ja wiem. Mój stary toto na to ustrojstwo chodzi, potem przychodzi cały przemarznięty i pakuje mi się do wyra,- mówi, a Ty już wiesz, że polubisz tą babcie, że ona pomoże Ci kiedy najbardziej będziesz tego potrzebować.


- W takim razie chętnie załatwię Pani mężowi jakieś wejściówki na mecze- proponujesz, a potok słów i podziękowań który wypływa z ust starszej kobiety o imieniu Balbinka jest nieopisany i chyba niepodważalny. Rzadko kiedy można spotkać się z takimi ludźmi, którzy nie czynią sercem tylko nim są.  Innych stawiają jako wyższe dobro. Kobieta uparła się, że po Twoich treningach na ‘okrutnie zimnym lodzie’ a przecież przez Stasia ona wie dokładnie jak zimny jest lód, masz przychodzić do niej na ciepłe babcine obiadki. W zamian za to masz rano wychodzić z jej psem o imieniu Kosa, jak potem się dowiadujesz Twoja sąsiadka jest wielkim kibicem tutejszego siatkarskiego klub z ich środkowym na czele. Nie zaprzeczysz, że nie jest on przystojny, bo zaprzeczając w to byłabyś okrutnie kłamliwa. 


_________
Więc w Wasze rączki oddaje dokładnie 1833 słowa rozdziału, który pozostawia wiele do życzenia, z tego względu, że nic się w nim nie dzieje, zacznie się dziać w następnym rozdziale, gdzie główna bohaterka pozna któregoś z siatkarzy. 

Proszę o Wasze opinie, oczywiście komentarze pod prologiem bardzo mnie cieszą, i te wszystkie miłe słowa, które dają wielkiego kopa do pisania. Jeszcze raz dziękuje, motywujecie mnie przeokropnie.  Wiec każda z was niech zostawi tu cokolwiek. 

Jak wiecie zakończona jest historia z Włodarczykiem i w czwartek dobiegnie końca również historia z Kubiakiem, ale nie pozbędziecie się mnie tak łatwo, bo z tego miejsca zapraszam Was na bloga, w którym głównym bohaterem jest Krzysiu Ignaczak. I tam zostawcie coś po sobie.

Jeśli macie do mnie jakieś pytania - ASK
Polub to jeśli chcesz wiedzieć więcej o rozdziałach lub po prostu pogadać - Facebook.

No i rozdział jest w całości dedykowany wspaniałej blogerce - NIEZAPOMINACJE, która jest fenomenalna w każdym komentarzu, w każdym słowie, i w tym że ogarnęła wszystkie moje kiepskawe blogi. 

To tyle, nie przedłużam. 
Pozdrawiam Anka




sobota, 16 listopada 2013

Begining



Begining


Bycie małym dzieckiem nie zawsze usprawiedliwia. Bycie dorosłym nie zmusza do bycia dojrzałym.  Dojrzałość, a pełnoletniość? Roztropność, a beztroska? Jakie powinny być dzieci, a jakie są? Jacy więc powinni być rodzice, a jacy są?  Stoisz, a raczej siedzisz egzystencjalnie wegetując, a strużki potu bezwładnie skapują z  Twojej blond grzywki.  Nikt oprócz Ciebie samej i psychodelicznego wujka, a zarazem Twojego trenera nie zna Twojej historii. Twojego koszmaru. Twojego horroru, któremu stanęłaś naprzeciw. Po części był on Twoim przekleństwem, ale to właśnie on dał Ci przeogromnego kopa, do tego, abyś nie została na zamulonym pełnym wodorostów dnie, on pozwolił wzbić Ci się ponad wyżyny tego obłudnego pełnego cierpienia świata.  Wyrwałaś się w młodym wieku, albo i nie z pełnego patolog izmu rodzinnego świata. Znalazłaś się w domu dziecka, gdzie gwałt był prymem wiodącym w Twoim prymitywnym ‘ja’. Dokładnie pamiętasz ten dzień w którym dowiadujesz się, że nie spędzisz kolejnej bezsennej nocy na twardym drewnianym łóżku w Domu Dziecka. Pamiętasz tą euforię wymalowaną na Twojej bladej twarzyczce, pamiętasz łzy mniejszych podopiecznych, gdy zostawiałaś gdzieś w tyle za sobą ten ‘wspaniały dom’. Było Ci ciężko, bo poniekąd byłaś siostrą dla tych małolatów, koleżanką dla tych starszych i nieudacznicą dla najstarszych którzy wykorzystywali Cię jak dmuchaną lalkę. Twoim osobistym wybawcą ukazał się wcale nie pretendowany do roli ojca, lub nawet osobę która Cię wychowa. Twoim wybawcą ukazał się wujek z którym w swoim młodzieńczym życiu zamieniłaś może kilka słów, bo Twoja matka, a siostra wujka nie chciała z nim utrzymywać jakiegokolwiek kontaktu, bo przecież prawda w oczy kole, i zawsze widzi się czyjeś problemy, a jeśli ktoś wypomina lub pokazuje Ci Twoje problemy, to nie potrafisz tego zdzierżyć. Czy to dziwne? Z dnia na dzień ze starej piwnicy przeprowadzam się do przepięknego i przeogromnego domu prawie jak wymarzony zamek tylko gdzie mój książę? Gdzie jego biały koń?  Chyba żyjesz w innej bajce, chociaż początek, a raczej jej środek jest szczęśliwy.

Jak trafiasz do bidula to masz 13 lat i spędzasz w nim całe 2 długie lata, które wyryły w Twojej duszy i podświadomości rysę tak wielką, że zmieściłby się w niej wielki czołg lub co najmniej milion ton wielgaśnego i ciężkiego gruzu, który kiedy chodzisz porusza się w Tobie sprawiając Ci kolejny nieprawdopodobny ból. Pierwsze noce spędzone w tym okropnym miejscu były na pozór idealne. Cisza. Spokój. Rano słychać było śmiech dzieci i bieganie małych stópek po korytarzu. Po około 14 dniach czujesz prawdziwy smak tego piekielnego miejsca. Noce nie są już spokojne, a młodzi dojrzewający chłopcy wyładowują napięcie seksualne na Twoich nie do końca rozwiniętych narządach płciowych zadając Ci niewyobrażalny ból. Po kilku następnych dniach, które przerodziły się w długie i męczące tygodnie zdążyłaś się do tego przyzwyczaić. Mimo, że Twoja dusza jest przeorana i pociachana wielkim, ostrym tasakiem to próbujesz sobie z tym jakoś radzić. Każdy dzień jest dla Ciebie niemal taki sam. Uczysz się trochę, bo nie chcesz przez całe życie pracować fizycznie za średnią krajową i po 67 latach dostawać marne 560  złoty emerytury. Chcesz coś sobą reprezentować. Nie chcesz być dziewczyną z marginesu społecznego. Nie chcesz być jakimś wyrzutkiem, czy też samotnikiem. Ty po prostu chcesz być sobą.

Pamiętasz tamten dzień dokładnie 12 czerwca, był to dosyć ciepły dzień jednak nie było wielkiego upału. Siedziałaś jak każdego dnia na werandzie łapczywie popijając  kranówkę z plastikowej butelki, bo znów przebiegłaś ośrodek dookoła kilka razy tylko po to by uciec od samej siebie, od natrętnych myśli, natrętnych spojrzeń, których tak bardzo nienawidziłaś, które tak bardzo cię obrzydzały. Dostrzegasz przy bramie samochód. Optycznie bardzo Ci się podoba w skrócie powiedziałabyś duże rodzinne auto, które pomieści wszystkich i wszystko. Zatrzymuje się i wychodzi z niego człowiek którego pamiętasz jak przez mgłę. W głowie momentalnie rysuje się scenariusz w którym nie ma bidula i  jest wszechobecne szczęście. Po części Twój plan się sprawdza. Nie wiedziałaś wtedy, że Twój ukochany wujek jest zafiksowany na punkcie sportu, pięknego ale i brutalnego fachowo zwanego hokejem na lodzie. I tak właśnie tego samego miesiąca pojechałaś na swoje pierwsze w życiu zgrupowanie zawodników, które miało podtrzymać formę letnią i udoskonalić wytrzymałość fizyczną, która jeśli chodzi o Ciebie była wręcz idealna. Cieszyłaś się, że w końcu nikt nie wie o Twojej przeszłości, że właśnie tu zaczniesz nową kartę historii, a zakończysz starą z dopiskiem nie wracać pamięcią. Chcesz być częścią i przy okazji się spełniać. Pamiętasz Twoje pierwsze korki na łyżwach i pierwsze twarde upadki. Pamiętasz pierwszego gola i pierwszą obronę. Pamiętasz pierwszą kontuzje i pierwszą satysfakcję. Pamiętasz pierwszą przegraną i pierwsze trofeum. Jesteś sportową maszyną do zabijania i jesteś z tego dumna.

Przechodzisz przez każdy etap Twojej sportowej kariery jak burza. Niektórzy twierdza, że jesteś do tego stworzona, a Ty tylko robisz to co kochasz. Z całym przekonaniem oddajesz się hokejowi. Nie patrzysz wstecz, nie oglądasz się za siebie tylko idziesz w ciemna przyszłość mocno stawiając stopy na gruncie. Gruncie nie łatwym. Gruncie usłanym nie płatkami z róż, a z jej kolcami. Nie boisz się ran. Niektórzy mówią, że jesteś fetyszystką bólu. Dlaczego tak  jest? Z psychologicznego punktu widzenia można powiedzieć, że to Dom Dziecka wywarł na Tobie takie piętno, że nie umiesz sobie inaczej radzić z swoim dorosłym i dotychczasowym już życiem. Natomiast z punktu widzenia osoby pobocznej, żyjącej gdzieś tam u Twojego boku widać płaszczyznę osoby, która poniekąd boi się świata, nie chce być raniona. Woli ranić niekoniecznie chodzi tu o ranienie psychiczne, a co ranienie przeciwniczek na lodzie. Czy jest Ci z tym dobrze? Oczywiście, czujesz dumę tak samo jak i Twój trener i opiekun kiedy po raz kolejny zatrzymujesz piekielnie szybką napastniczkę na swojej połowie udaremniając jej plan strzelenia pięknego gola, tuż z linii bramkowej. Nie jest Cię łatwo oszukać. Mówią na Ciebie lwica, nie dlatego, że jesteś ruda, bo ruda nie jesteś,  mówią tak, bo zawsze walczysz do końca, nawet jeśli jest to syzyfowa walka z samą sobą, to Ty dalej walczysz. Nigdy się nie poddajesz. Żaden inny sport nie dawał Ci tyle satysfakcji co ten jeden. Ten ważny. Może, dlatego że nie trenowałaś żadnego innego, bo po prostu nie chciałaś. Nie można też powiedzieć, że robisz to z łaski dla wujka, bo chcesz mu sprawdzić radość, bo przecież on wyzwolił Cię z tego okropnego miejsca. Robisz to dla samej siebie. Nie jesteś samotna, Twoją rodziną jest drużyna, drugim domem lodowisko. Znasz tu każdą osobę, od sprzątaczek po trenerów jazdy figurowej. Znasz każdy zakamarek tego miejsca.  Kiedyś przerażał Cię ogrom tego obiektu, teraz czujesz się tu jak ryba w wielkiej otchłani morskiej, słonawej wody.

Nigdy nie umknie Twojej pamięci dzień w którym dowiadujesz się, mimo swoich młodych lat dostajesz się do kadry i grasz w pierwszej piątce, czyli widać Cię na lodzie od samego początku. Nie żałujesz 3 lat spędzonych w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu, gdzie szkoliłaś swoją precyzje, by być najlepszą. Niektóre dziewczyny szykanowały Cię przez to, że byłaś córką trenera, że jesteś dobra, nie wiadomo czemu. Nie wiedziały ile kosztuje Cię to wyrzeczeń, że trenujesz niemal 70% dnia. Rano idziesz biegać lub jeździsz na rowerze, potem idziesz do szkoły biegiem wracasz do domu jesz, by po chwili wpaść na lodowisko by trenować nawet i z chłopakami, którzy traktują Cię jako ‘jednego z nich’, traktują Cię jak młodszą siostrę, nie jak obiekt pożądania. Jesteś z tego faktu poniekąd zadowolona. Nie masz chłopaka, był jeden kiedyś, też hokeista, lecz nie mogliście stworzyć dojrzałego związku, bo bałaś się zbliżenia. Nie opowiadałaś dokładnie o swojej przyszłości, wiedział piąte przez dziesiąte i może to było gwoździem do Twojej trumny. Może Ty sama nim byłaś? Inny chłopak z poza środowiska  nie rozumiał tego, że wolisz trenować niż iść do kina, lub chociażby tego, że w weekendy masz ważne mecze, a w wakacje zgrupowania.

Podziwiasz swojego wujka, który stał się dla Ciebie  matką i ojcem w jednym. Przygarnął niby bliską, ale tak naprawdę obcą osobę do domu. Musiał na Ciebie zarobić, ubrać, dać jeść. Nie mówiąc już, że zapewnił Ci świetne warunki rozwojowe. Kupił Ci sprzęt, opłacał każdą Twoją zachciankę.
Siedzisz  w szatni i wiążesz ten ostatni raz łyżwy. Wstajesz. Czujesz ten smród potu, który tak lubisz. Mocnym ruchem pchasz  drzwi od szatni, a zimne powietrze bucha Ci w twarz. Idziesz gumą do lodowiska, gdy jesteś już niedaleko do Twoich uszu dopływa symfonia krążków uderzanych o bandę.  I tak właśnie zaczyna się kolejny już tego dnia Twój trening.

-No ruszaj się Lenka. – słyszysz już donośny głos swojego reprezentacyjnego trenera, kask który trzymasz w ręce łapiąc za kratę i wkładasz na głowę, mocno nim kręcąc na boki, by warkocz ułożył się w nim. Musisz dać dziś z siebie więcej niż zawsze, mimo że mówisz tak dzień dnia. Wiesz, że za kilka miesięcy są Mistrzostwa Starego Kontynentu, które same się nie wygrają. Jesteś optymistką. Wierzysz w zwycięstwo swojej drużyny.

-Tak jest trenerze- mówisz i rzucasz w kierunku boksu swój biało-czerwony bidon z mieszanką do picia, którą zaserwował Ci jeden z fizjoterapeutów. Przeskakujesz zwinnie przez bandę. Odbijasz się lekko nogą, by wprawić swoje ciało w ruch, wysuwasz tylną nogę do tyłu, by ręką pozbawioną ciężkiej rękawicy dotknąć lodu i się przeżegnać, bo mimo, że nie jesteś zbytnio religijna to chcesz, żeby ten u góry miał Cię w swojej opiece.

Kolejne krople potu spływają Ci po drobnej twarzyczce pełnej zawziętości, niemal krzyczysz z frustracji, bo nie możesz dojść swojej napastniczki, która jest zbyt szybka, lub zbyt zwinna dla Ciebie. Nie lubicie się. Ona jest chamska i arogancka. Zawsze się wywyższa i próbuje z Ciebie zrobić jakieś wyrzutka.
-Lena do cholery! Patrz co Anka robi? Ja Ci powiem co robi? Robi Cię jak chce. Nie będzie tak. – mówi, zjeżdżasz do boksu, by chwile odetchnąć,  w tle słyszysz trenera, że nie ma już siły do tego wszystkiego. Chce wyjść z lodu. Nagle wstajesz



-Zejdźcie z lodu. Wszystkie. Będzie jeden na jeden. Tylko ja i Anka- mówisz hardo. Każda z nich Ci przytakuje i schodzi z lodu. Zostaje tylko ona. Poprawia rękawice. Poprawia kask. Stajesz naprzeciw niej. Patrzysz w oczy. Widzisz kontem oka, że trener zawraca się i opiera o bandę bacznie przyglądając się waszej gladiatorskiej walce. Przez chwilę jedziesz tyłem w kierunku jej celu, czyli Twojej bramki, która jest pusta. Ucieka Ci bokiem, a Ty karcisz się w myślach, głowa trenera opada nisko. Nie będzie tak myślisz. Anka jedzie wirtuoza lnie koło bandy, a Ty wyrastasz nie wiadomo skąd i przytwierdzasz ją do wysokiej drewnianej konstrukcji po której się osuwa. Przechwytujesz krążek podbijasz na łopatce od kija zawiniętą w czarną taśmę i łapiesz w rękawice. Jedziesz do trenera i oddajesz mu przyrząd. Odpinasz kask i reszta suchych włosów uwalnia się beztrosko. Jesteś teraz spełniona.


______________________

Nie mogłam się powstrzymać, a powstrzymywałam się już wyjątkowo długo.
Co mogę Wam powiedzieć o tym blogu, jest to chyba jedyny blog którego kocham tak przeogromnie mocno. Dlaczego? Dlatego, że są w nim moje dwie ukochane dyscypliny sportowe. Jest mój kochany najwspanialszy Piotrek, którego poznacie w następnym rozdziale.
Jest to pierwszy blog pisany w tej perspektywie. Nie wiem jak to wyjdzie.

Dodatkowo muzyka, która od zawsze przeszywa mnie na wskroś. Jest niesamowita i przypomina mi o chwilach minionych i bezpowrotnych.

Poruszyły mnie jak dzisiaj czytałam te słowa o bólu dziewczyny które wyniosła z Domu Dziecka, dziwie się, że ja to napisałam.

Nie będę przedłużać, nie będę zapraszać do niczego. Zostawcie po sobie tylko coś, najmniejsze słowo chce wiedzieć czy bedziecie, czy to wyżej ma racje bytu istnienia.

Ściskam Anka 

środa, 11 września 2013

Idiotka

Jestem głupia i nie wytrzymuje bez pisania. To chore, Chce, żeby to była ostatnia historia. Jak będzie 'chuj wie'. że tak kolokwialnie powiem.

Historia nie łatwa. Historia inna, podobno (tak jest w zamyśle). Historia nie wiem jak długa na razie. Historia emocjonalna najprawdopodobniej z 'bad endem' bo zauważyłam, że innych pisać nie umiem.
Emisja? Niebawem, a może i trochę dalej. Nie wiem. Zobaczymy