piątek, 29 listopada 2013

#One


 ' Love is the perfect ingredients to be happy'

Wybicie barku. Niewyobrażalny ból. Zostajesz tak niefortunnie zablokowana, że kość wyskakuje Ci z miejsca w którym powinna być. Z łzami w oczach zjeżdżasz do boksu, tam od razu znajduje się przy Tobie sztab specjalistów którzy mają Ci ulżyć. Zakładasz osłonki na płozy i wychodzisz do szatni. By tam krzyczeć i  uwolnić resztę emocji. By uwolnić nadzieję, że ktoś może Cię dostrzec na tych zawodach.

Siedzisz właśnie w salonie tatuażu z najlepszą przyjaciółką wielką fanką hokeja- Oliwią.  Twój plan jest jeden chcesz mieć od kostki, aż do kolana wytatuowanego hokeistę. Pięknego. Idealnego. W pełnym zamachu na bramkę. Po kilku godzinach bólu pomieszanego ze śmiechem, bo artysta jak sam się określił który kreślił Ci tatuaż opowiadał figlarne i śmieszne żarty. Dowiedziałaś się, że musisz chodzić z zaklejoną łydką kilka dni, żeby atrament ładnie ‘zgryzł’ się ze skórą. Podobno jesteś pierwszą dziewczyną, i pierwszą osobą której tatuowano hokeistę. Podobno dziewczyny w Twoim wieku tatuują sobie motylki, kwiatuszki i tym podobne. Ale Ty przecież jesteś inna. Idziesz do swojego domu w którym czeka na Ciebie pies i wujek z nieciekawą miną i białą koperta na stole. Boisz się, że coś się stało. Nie wiesz co masz zrobić. Jak zapytać. Jak podejść do tematu.

-Wujku coś się stało?- pytasz z nadzieją w głosie, oczekując negatywnej odpowiedzi. Oczekując ? No właśnie, chyba sama nie wiesz czego oczekujesz.

-Lenka, udało nam się. W końcu nam się udało- mówi przytulając się mocno do Ciebie, lecz Ty do końca nie wiesz o co chodzi.

-Wujaszku, ale co się stało- dociekasz mocno i dowiadujesz się, że masz trzy propozycję do gry w klubie, bo przecież na tych nieszczęsnych Mistrzostwach Europy nabawiłaś się kontuzji i żaden z klubów nie chciał wtedy nawiązać z Tobą, żadnej współpracy. Gdy dowiedziałaś się o tych propozycjach  byłaś wniebowzięta. Wiedziałaś, że  robisz duży krok. Gra za pieniądze to spełnienie Twoich najskrytszych marzeń. Nie możesz w To wszystko uwierzyć.  Od razu dzwonisz do przyjaciółki, która po kwadransie zjawia się u Ciebie z progu z butelką wina i paczką solonych chipsów.  Oczywiście Ty nie pijesz tylko poisz się sokiem porzeczkowym, ale dziewczyna sobie nie odmawia i w rezultacie wypija całą butelkę i zasypia na Twoim łóżku, nie chcąc ją budzić pakujesz śmierdzącą torbę w pralni, wkładasz kij to futerału i wychodzisz z domu by udać się do autobusu.  Tym razem idziesz na trening z chłopakami, po części nie możesz się doczekać aż im powiesz o swojej dobrej nowinie.

Wsiadasz do autobusu linii numer 124 i czujesz, gdzieś tak w podświadomości, że nie będzie to miła podróż. Już sam fakt, że stoisz w przegubie długiego autobusu z wielką torbą, z której niezbyt miło pachnie, dodatkowo krótkie spodnie, bo jest Ci nad wyraz ciepło nawet jeśli jest to początek maja. Wszystko było by dobrze, gdyby nie miłe słowa starszej pani, która siedziała gdzieś obok Ciebie.

-Widzi Pani, chodzą takie dzieciury nie wiadomo gdzie nie wiadomo po co z jakimiś wielkimi walizkami. Niby takie bogate, a autobusami jeżdżą- Zbiera się w Tobie wielka niepohamowana złość. Jak stare za przeproszeniem babsko, może Cię znać, a tym bardziej oceniać ? Zastanawiasz się kto jej dał takie prawo

-Proszę Panią, ja nie mam pięciu lat i nie jestem z pierwszej łapanki. A Pani jako starsza osoba powinna mieć krztę jakiejkolwiek godności i nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Nawet jeśli wiozłabym w tej torbie zwłoki, to Panią nie powinno to wcale, a wcale nie interesować – mówisz, a gdybyś była psem to piana toczyłaby Ci się z przerażającego pyska. Starsza Pani jeszcze coś pomruczała, ale przestało Cie to obchodzić, bo włożyłaś pokaźnej wielkości słuchawki na głowę i zatraciłaś się w słowach PIH’a.  Po kilku minutach dojechałaś do punktu docelowego swojej podróży. Bierzesz  czerwoną torbę za materiałową rączkę i idziesz do szatni. Niemal w ekspresowym tempie przebierasz się i dołączasz do rozgrzewających się już chłopaków

-Chłopaki mam dla Was nowinę!- krzyczysz, a  każdy z nich momentalnie zjawia się obok Ciebie z niecierpliwieniem wytężając wzrok na Twojej dużej już posturze- Mam dwie propozycje do gry w Ekstralidze- mówisz na jednym wdechu i nagle słyszysz śmiech chłopaków przechodzisz z rąk jednego do drugiego uspokaja Was dopiero gwizdek trenera. Na jednej z przerw podjeżdża do Ciebie Marcel jeden z napastników tutejszego klubu

- Ile masz tych propozycji ? –pyta z zaciekawieniem, czasami masz wrażenie, że czuje on do Ciebie coś więcej niż tylko przyjaźń lecz Ty nic więcej zaoferować mu nie możesz

-3 –odpowiadasz ze stoickim spokojem, ale tak naprawdę dusza tańczy po całej tafli

-Skąd? –pyta, a tu momentalnie wymieniasz 2 miasta hokejowej kolebki polski i jednego nowatora. – I które masz zamiar wybrać ?-dopytuje

-Wiesz, Sanok na pewno nie jest w moim typie, podobnie jak Tychy. Mają wszystko. Mają renomę, ja chce pokazać, że jestem dobra, i ze z moją mała pomocą moja drużyna jest zdolna do zwycięstw. Dlatego pewnie wybiorę Rzeszów-  w odpowiedzi dostajesz pewien zarzut, że źle wybierasz. Lecz Ty dokładnie wiesz co robisz, dokładnie wiesz dokąd zmierza Twoje życie i dokąd ma zmierzać. Chcesz Rzeszów to tam pójdziesz. Wiesz też, że to jedna z najważniejszych i z najtrudniejszych decyzji jakie musisz podjąć w swoim krótkim ale pełnym wrażeń życiu. Po kilku  godzinnym treningu wyczerpana wracasz do domu, po raz kolejny wchodzisz pod prysznic by zmyć trud dnia, wchodzisz do swojej sypialni, ale widok owiniętej w chińskie osiem kołdrą przyjaciółki szybo ewakuujesz się z pomieszczenia i udajesz do kuchni, by oświadczyć wujkowi swój wybór i przy okazji coś zjeść. Twój opiekun wydaje się być bardzo zadowolony z Twojego wyboru, uważa, że stawiasz sobie wysoko poprzeczkę wbrew pozorom. Bo nie sztuka jest iść do zwycięscy, sztuką jest iść do upadłego by wraz z nim wznieść się ponad wyżyny niczym Feniks z popiołu. 

Zjadasz szybko jak na zawołanie. Idziesz do torby by wyjąć kilka nieświeżych rzeczy i wrzucić je do prania.  Przewijasz się po mieszkaniu, by w rezultacie zaprzedać swoje ciało i duszę Morfeuszowi.
Kiedy byłaś w bidulu nie wyobrażałaś sobie swojej przyszłości lecz w Twojej głowie padało jedno określenie ‘być kimś’, patrząc teraz z perspektywy czasu wierzysz, że jesteś w stanie to uczynić. Z niecierpliwością odliczasz dni by tego jednego wielkiego udać się do stolicy Podkarpacia by spełniać swe marzenia. Każda chwila mija tak szybko, że nie jesteś w stanie jej poczuć, zasmakować. Codzienne i długotrwałe treningi sprawiają, że jesteś już troszkę zmęczona, mimo tego z radości masz ochotę krzyczeć. Czujesz się spełniona.

Gdy jesteś na cięższym treningu z chłopakami przychodzi moment który w sekundzie może po raz kolejny pokrzyżować Twoje plany. Przez swoją nieuwagę i zbyt duże zaangażowanie zostajesz zablokowana. Osuwasz się bezwładnie na lód. Leżysz oczekując wybawienia, a w głębi siebie wijesz się z bólu. Po niedługiej chwili podjeżdża do ciebie Twój napastnik krzycząc od połowy tafli jak bardzo jest mu przykro i jak bardzo nie chciał, odpowiadasz mu zdawkowym ‘Lajtowo Antek’ i o jego minimalnej pomocy podnosisz się rozmasowując na tyle ile jest to możliwe obolałe miejsce. Wracasz do domu, rozbierając się patrzysz w lustro na zaczerwieniony punkt Twojego ciała, przechodzącemu przez korytarz wujkowi uszło to jednak na uwadze i momentalnie znalazł się przy Tobie

-Proszę Cię, dziecko nie mów, że teraz, gdy jest taka szansa przed Tobą, Ty znów nie uważałaś? -  mówi oczekując jednego. Zaprzeczenia. Ty oczywiście próbujesz robić dobrą minę do złej gry. Sama w głębi siebie nie dopuszczasz wizji spędzenia kolejnego sezonu na domowym tapczanie.

-Nie, jest dobrze. Marek nie zauważył odnowienia tamtej kontuzji – po  tamtych słowach siedziałaś na twardym krześle znajdującym się na werandzie w samym sportowym staniku, a wujek kleił Ci niebieskie tejpy , który chociaż trochę koiły ówczesny ból.

Dni mijają, ból nie ustaje i tego strasznie się boisz, wręcz doszczętnie Cię to paraliżuje od wewnątrz. Boisz się grać na treningu. Boisz się angażować.  Trener i Ty sama jesteś zawiedziona Twoją spadkową formą. Jesteś słabsza niż 12 letni chłopiec który dopiero zaczyna gryźć lód. Nie wiesz jednak, że wyjazd do Rzeszowa okaże się czymś więcej niż tylko wymarzonym sportowym cudem. Jeszcze nie wiesz, że znajdziesz tam przyjaciół, że znajdziesz tam miłość swojego życia.

Dzień 3 lipca do końca zapamiętasz. Nigdy nie zapomnisz ani jednej minuty. Dlaczego? Otóż dzień ten to Twój wyjazd. Żegnasz się z pięknym Krakowem na rzecz tajemniczej stolicy Podkarpacia. Nadchodzi dzień przeprowadzki. Jesteś strasznie podekscytowana szczęście wręcz emanuje z Twojego drobnego ciała. Po dwóch godzinach jazdy jesteś już w Rzeszowie. Twoim kwaterunkiem okazuje się małe mieszkanie w starej kamienicy w centrum miasta. Jak się okazało do lodowiska masz niecałe 10 minut drogi na pieszo. Wujek nie mógł z Tobą długo zostać, bo trening Twoich młodszych kolegów z którymi i Ty notabene  trenowałaś był ważniejszy i Ty to oczywiście rozumiesz jak mało kto. Twoje mieszkanie które dostałaś od klubu jest małe, ale bardzo przytulne ma w sobie to coś co lubisz. Na półkach od kilku godzin ustawiasz różnego rodzaju trofea i medale, czy nawet fotografie.

Następnego dnia masz stawić się na swój pierwszy trening w klubie. Torba już dawno naszykowana leżała w pokoju czekając tylko, aż ją weźmiesz. Kije również leżały w pełnej gotowości. Siedzisz samotnie na wielkim puchatym fotelu w ręku dzierżąc butelkę Tymbraka, oglądasz mecz swoich nowych koleżanek i stwierdzasz, że są naprawdę dobre, ale brakuje im osoby która tchnie pozytywnego ducha to przecież niby nic, a jednak coś tak ważnego. Z Twojego letargu budzi Cię dzwonek do drzwi niczym kubeł lodowatej wody wylanej na głowę, który dzwoni jakby miał Cię alarmować o nadchodzącym końcu świata. Zrywasz się z fotela i niczym antylopa fikuśnie zmierzając do drzwi. Otwierasz ja, a przed Tobą wyrasta starsza kobieta z talerzem w dłoniach

-Dziecko – mówi i bezpardonowo pakuje się do Twojego mieszkania idzie w kierunku kuchni Ty zaś stoisz osłupiała i nawet o minimetr nie zmieniając swojego położenia- przyniosłam Ci kotlecika z takiego dobrego wiejskiego schabiku, którego mój stary  ze wsi przywlekł- wiesz, że musisz iść do miejsca z którego dochodzi lekko zrzędliwy, ale i opiekuńczy głos- Boziu jaka Ty mizerniutka, Czy Ty w ogóle dziś jadłaś- pyta, a Ty zmieszana lekko kiwasz głową- No i patrzcie niebiosa jak kłamać umie. Ale ja swoje przeżyłam i swoje wiem. Panienka to sportłumen? – pyta co kwitujesz zalążkiem perlistego śmiechu i odpowiedzią- Tak, jestem hokeistką

-Łolaboga, a to ja wiem. Mój stary toto na to ustrojstwo chodzi, potem przychodzi cały przemarznięty i pakuje mi się do wyra,- mówi, a Ty już wiesz, że polubisz tą babcie, że ona pomoże Ci kiedy najbardziej będziesz tego potrzebować.


- W takim razie chętnie załatwię Pani mężowi jakieś wejściówki na mecze- proponujesz, a potok słów i podziękowań który wypływa z ust starszej kobiety o imieniu Balbinka jest nieopisany i chyba niepodważalny. Rzadko kiedy można spotkać się z takimi ludźmi, którzy nie czynią sercem tylko nim są.  Innych stawiają jako wyższe dobro. Kobieta uparła się, że po Twoich treningach na ‘okrutnie zimnym lodzie’ a przecież przez Stasia ona wie dokładnie jak zimny jest lód, masz przychodzić do niej na ciepłe babcine obiadki. W zamian za to masz rano wychodzić z jej psem o imieniu Kosa, jak potem się dowiadujesz Twoja sąsiadka jest wielkim kibicem tutejszego siatkarskiego klub z ich środkowym na czele. Nie zaprzeczysz, że nie jest on przystojny, bo zaprzeczając w to byłabyś okrutnie kłamliwa. 


_________
Więc w Wasze rączki oddaje dokładnie 1833 słowa rozdziału, który pozostawia wiele do życzenia, z tego względu, że nic się w nim nie dzieje, zacznie się dziać w następnym rozdziale, gdzie główna bohaterka pozna któregoś z siatkarzy. 

Proszę o Wasze opinie, oczywiście komentarze pod prologiem bardzo mnie cieszą, i te wszystkie miłe słowa, które dają wielkiego kopa do pisania. Jeszcze raz dziękuje, motywujecie mnie przeokropnie.  Wiec każda z was niech zostawi tu cokolwiek. 

Jak wiecie zakończona jest historia z Włodarczykiem i w czwartek dobiegnie końca również historia z Kubiakiem, ale nie pozbędziecie się mnie tak łatwo, bo z tego miejsca zapraszam Was na bloga, w którym głównym bohaterem jest Krzysiu Ignaczak. I tam zostawcie coś po sobie.

Jeśli macie do mnie jakieś pytania - ASK
Polub to jeśli chcesz wiedzieć więcej o rozdziałach lub po prostu pogadać - Facebook.

No i rozdział jest w całości dedykowany wspaniałej blogerce - NIEZAPOMINACJE, która jest fenomenalna w każdym komentarzu, w każdym słowie, i w tym że ogarnęła wszystkie moje kiepskawe blogi. 

To tyle, nie przedłużam. 
Pozdrawiam Anka




26 komentarzy:

  1. Oho.. to jest naprawdę dobre :) Cały dzień bym mogła czytać tą historię, dlatego pisz jak najszybciej nowy, ja czekam :)
    Jakbyś chciała to możesz też wpaść do mnie, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za miłe słowa.
      Oczywiście, w wolnej chwili wpadnę. (czyli myślę, że jutro)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Świetny ;]
    Dziękuję <3
    Wcale nie jestem fenomenalna, po prostu odkąd sama piszę opowiadanie, wiem, ile takie komentarze dają i staram się napisać wszystko to, co myślę ;]
    A Twoje blogi są o wiele lepsze od mojego :P
    No ale wróćmy do rozdziału.
    Nie narzekaj, bo jest dobry, nawet bardzo ;)
    Nie da się zawsze trzymać w napięciu i stwarzać samych ciekawych sytuacji, jeśli się chce, żeby opowiadanie było realistyczne (jeśli lovestory z siatkarzem może takie być :D )
    Rzeszów <3 Resovia <3
    Już widzę, że będzie fajnie ;)
    A ta babcia jest świetna ;) Oficjalnie zostaję jej fanką :D
    Miło mieć kogoś w nowym miejscu, kto będzie się o Ciebie troszczył...
    Będzie tego rozpisywania się... :P
    Dziękuję za ten zajebisty rozdział i życzę weny (bo już nie mogę się doczekać następnego) ;]
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, dziękuję, dziękuje. Kłaniam się nisko.
      Moje rozdziały lepsze od Twoich ? Dooobry żart.
      Go Resovia ! Szkoda, że dziś bez Piotrka,

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Ja nie umiem tak opisywać uczuć, emocji...
      Nie mam tak zaskakujących pomysłów...
      Resovia pokazała się z bardzo dobrej strony :)
      Świetny mecz!
      A Piter najlepszy! (Igła też) :D

      Usuń
    3. zawsze pisz to co czujesz, twoje odczucia to najlepsze emocje.
      Piootrus <3

      Usuń
  3. niezwykle oryginalny pomysł :) super, oprócz wątków sensualnych ma też w sobie coś, co mówi czytelnikowi 'ogarnij się'. samozaparcie i siła Leny stanowią pewną motywację i sprawiają, że to opowiadanie nie jest zwykłą historią o miłości, ale niesie jakieś przesłanie. no i piękna piosenka w tle :) ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za tak miłe słowa. Nie chciałam przekazywać tylko myśli ale i jakieś tam emocje. Cieszę się, że czasami się to udaje.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. kontuzje nie są niczym przyjemnym, coś o tym wiem, a Lena też się o tym przekonała. ale są one w pewnej części nieodłączną częścią życia sportowca.
    często niepokoi mnie ta dziecinna naiwność i ufność osób starszych. oczywiście kibicem można być w każdym wieku, ale jeśli babcia ma męża i mówi, że zawodnicy są przystojni, to to dla mnie jest odrobinę podejrzane. ;)
    trochę się pogubiłam, babcia ma na imię Balbinka czy Stasia?
    tak na marginesie radziłabym wyjustować tekst - lepiej się czyta i dokładniej przejrzeć tekst przed publikacją, gdzieniegdzie zauważyłam małe błędy interpunkcyjne.
    pozdrawiam, Jagoda :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. Balbinka to babcia, a Stasio to jej mąż.
      Oczywiście dostosuje się do Twoich rad.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Jestem ciekawa , jak potoczy się to " nowe " życie Leny ;)
    Rozdział bardzo fajny Kochana ;)
    Bohaterka przypadła mi do gustu , stwarza pozór silnej kobiety ( i do tego ma piękne imię hehe ) :*
    Dziękuję za miłe słowa u mnie ;)
    Czekam na kolejny rozdział !! ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowe życie Leny będzie pomieszaniem bólu, strachu, miłości i może szczęścia? Zobaczymy.
      Lenka -piękne imie. Bo moja chrześnica tak ma na imię.

      Pozdrawiam

      Usuń
  6. No i wreszcie nasza hokeistka dotarła do stolicy Podkarpacia. :D
    Środkowy też jej się spodobał, a skoro pani Balbince również i to od dawna, to o przyszłość nie ma co się martwić. Błogosławieństwo dostaną :D
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojj tak dotarła i znajdzie w Rzeszowie to co było zagubione w niej samej. Pani Balbinka będzie rozbrajać humorem.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. ŁOLABOGA, czo to jest? Świetne! :D
    Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. Oczywiście zostaję tu, informuj mnie dalej, bo jestem ciekawa wszystkiego, co z Nowakowskim jest związane.
    Zapraszam do siebie, również na Nowakowskiego, i na dwójkę, która wystartuje dłuugo po nowym roku najprawdopodobniej, z Andersonem.
    PIT: http://siatkarski-zaklad.blogspot.com
    MATT: http://swiatlowtunelu.blogspot.com
    Jeśli miałabyś jakieś pytania, czy coś: http://ask.fm/volley1998
    Pozdrawiam, Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czo to? Czo to to rozdział. WOW jestem pod wrażeniem komentarza, WoW Wow, Boże jak Kłos, jak kłos.

      Usuń
  8. powiem szczerze... jestem zaskoczona... hokej :) ciekawie... serio :) będzie ciekawie :) to do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hokej moje drugie ukochane dziecko sportu.
      Mam nadzieję, iż będzie ciekawie.

      Usuń
  9. Ooo zaczyna się dość oryginalnie i bardzo ciekawie! A pani Balbinka robi mega pozytywne wrażenie :) Już nie mogę się doczekać jej dalszych przygód zarówno sportowych, jak i tych miłosnych :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Balbinka i jej pies namącą trochę w życiu młodej hokeistki.
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Hokej, dla mnie to coś nowego. Jestem bardzo ciekawa, co będzie się działo dalej.
    Stylistyka i to wszystko- nie moja bajka, ale parę błędów ci tu wpadło(nie są jakieś duże, ale można je wyeliminować). Nie wiem w jakiej formie planujesz to opowiadanie, widać że skupiasz się na opisach niż na dialogach. (jeśli wprowadzisz ich więcej, będzie więcej w tym opowiadaniu dynamiki).
    Będę śledzić ciąg dalszy. pozdrawiam e.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy moja zmora. Postaram się aby ich ilość była równa zeru. Niestety nie jestem typem osoby, która pisze dialogi, po prostu nie umiem. Rozumiem, że to może Cię zniechęcić, mam jednak nadzieję, że wytrzymasz ze mną te maksymalnie 15 rozdziałów.

      Pozdrawiam

      Jeszcze raz przepraszam WSZYSTKICH za błędy.

      Usuń
    2. Jasne, że wytrzymam. xD Jesteśmy tylko ludźmi i zdarzają się nam niedociągnięcia. Trzymaj się ciepło. e. : )

      Usuń
  11. dotarłam, wreszcie dotarłam. wiem, że trochę mi to zajęło, ale już wszystko nadrobiłam i widzę, że podobnie jak ja masz tendencję do rozpisywania się. bardzo to lubię. jest bardzo dużo opisów, mam nadzieję, że im dalej pójdziesz, tym wprowadzisz trochę więcej dialogów, aby jeszcze lepiej się nam czytało. ale w sumie jestem jak najbardziej na tak. może dzięki temu opowiadaniu "doszkolę się" trochę w hokeju? w gimnazjum co prawda grałam w unihokeja, ale nie interesowałam się tym sportem, nie oglądam spotkań i tak dalej, więc czytanie takiego opowiadania będzie dla mnie zupełnie czymś nowym. liczę, że fajnym przeżyciem :)
    mam nadzieję, że naszej doświadczonej przez los bohaterce w Rzeszowie będzie się wiodło. niech ją omijają kontuzje, a na pewno swoją hardością ducha wbije się w nowy zespół i doda im tak potrzebnej energii. pozdrawiam!

    /jestesmoimtatuazem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że dotarłaś. Kurdę, nie będzie zbyt wielu dialogów, bo pisać ich nie umiem. Hokej - świetny sport. Lecz nie będzie wiódł, aż takiego prymu na tym blogu,


      Pozdrawiam

      Usuń