poniedziałek, 15 grudnia 2014

#Thirteen

Stay strong, stay gold.




-Jeśli ją kochasz i chociaż odrobinę Ci na niej zależy to ocal ją. Spraw by przestała być wrakiem człowieka. Znajdziesz ją u mnie – Ul. Salwatorska 15/32. Kraków.  Dawid. – wystukał niepewnie i wysłał do ponad dwumetrowego środkowego. Skąd miał numer? Skradł pośpiesznie z telefonu Leny, gdy brała prysznic.




Nie wiesz ile tak naprawdę czasu minęło odkąd jesteś w Krakowie. Nikt nie wie o Twoim przyjeździe i chcesz, żeby tak zostało. Nie umiesz sobie poradzić bez Piotrka. Podobno to faceci zakochują się pierwsi, a typowe motylki w brzuchu dziewczyn pojawiają się znacznie później, a nie dlatego, że jest głodna. 

-Malutka tydzień już tutaj siedzisz, nie to żebym Cię wyganiał, ale czas zacząć żyć. Z nim albo bez niego. Kto zawsze mówił, że tego kwiatu jest pół światu.

-Ta, a trzy czwarte chuja warte- dodajesz cicho.  Ten tydzień zmienił Cię jeszcze bardziej. Z godziny na godziny przestawałaś być kompletnie podobna do siebie.  Sprawił, że stałaś się kimś zupełnie innym.


Tydzień. Siedem dni.  Sto sześćdziesiąt osiem godzin.  Dziesięć tysięcy osiemdziesiąt minut. Sześć milionów cztery tysiące osiemset sekund, czystej egzystencji. Czystego upadania na sam dół gównianego życia. Nie masz w sobie żadnej siły by choć trochę odbić się ku górze. Schudłaś 8 kilogramów przez tydzień, nie przełknęłaś nic oprócz silny oraz słonych łez które wypływają hurtowo z Twoich oczu, biegnąć swawolnie po kościstych policzkach.  Masz dosyć tego wszystkiego, stanowczo.  Nie masz ochoty nawet na treningi które zawsze podpalały malutki płomień nadziei w Twoim sercu.

-Idziemy na ślizgawkę. Idziesz z nami? –pyta się po raz kolejny przyjaciel lecz puszczasz to mimo uszu.

-Nie mam siły, Dejw. Naprawdę nie mam siły na łyżwy. – mówisz cicho, wpatrując się w koniuszki swoich skarpetek w renifery które dostałaś od wujka, gdy wyjeżdżałaś do Rzeszowa.

-Kto jak kto, ale Ty ? Ty odmawiasz nam łyżew?! W to nie uwierzę. Zbieraj się. – wysoki chłopak szturcha Cię w ramie.

-Nie rozumiesz, że nie chce nigdzie iść. Czy mówię nie wyraźnie czy po chińsku! Daj mi spokój- wybuchasz, zrywasz się szybko z kanapy i biegniesz do zajmowanego przez siebie pokoju. Padasz bezwiednie na łóżko i znów wybuchasz płaczem, a przed oczami masz to zdjęcie Twojego Piotrusia z tą kobietą.

-Przepraszam, masz racje powinienem zrozumieć, że nie masz ochoty iść. Napisze do chłopaków, że nas nie będzie. – przyjaciel siedzi już na łóżku tuż koło Ciebie gładząc Cię delikatnie po plecach.

-Nie, Dawid. To ja przepraszam, nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać  chciałeś dobrze. To ja jestem jakaś inna. Widocznie szczęście to nie moja rzecz. I ani mi się waż nie iść z chłopakami na łyżwy. Zmykaj szybko, ale już. Ja sobie zostanę. Wezmę prysznic. Może mi się trochę polepszy. – jakieś 15 minut później słyszysz dźwięk zamykanych drzwi.  Idziesz powolnie do łazienki. Rozbierasz się, kładąc świeżą bieliznę na parapecie. Wchodzisz delikatnie pod prysznic i po upływie kilku sekund ciepłe krople wody opadają na Twoje zapadnięte barki. Przymykasz powieki i po raz kolejny widzisz wszystkie dobre chwile spędzone z Piotrkiem. Przypominasz sobie Twoją drużynę i kibiców. Przypominasz sobie jak bardzo byłaś wtedy szczęśliwa, a to szczęście jakie było ulotne. Pękło jak bańka mydlana. Gdy ciepła woda się kończy stawiasz rozgrzane stopy na zimnej bladoniebieskiej glazurze.  W miękki ręcznik wycierasz pozostałości wody.  Ubierasz nową, kupioną kiedyś bieliznę, gdy ją kupowałaś dziwiłaś się, że jesteś wstanie wydać tyle na bieliznę, jednak urzekła Cię ona całkowicie i wiedziałaś, że musisz ja mieć.  Zakładasz ją na siebie. Idealnie podkreśla atuty Twojego, wysportowanego ciała. Patrzysz chwilę na swój tatuaż uśmiechasz się pod nosem, pamiętasz pierwszą reakcje Piotrka kiedy go zobaczył. Jest to pierwszy szczery uśmiech od kilku dobrych dni.  Słyszysz dzwonek do drzwi. Myślisz, że pewnie Dawid zapomniał o czymś i nie wziął kluczy. On jest do tego zdolny jak mało kto. Owijasz się w jeszcze mokry ręcznik i idziesz w kierunku dębowych drzwi. Otwierasz je. Podnosisz wzrok i widzisz jego.  Widzisz jego długie nogi, mocno zbudowane ramiona. Widzisz błękitne oczy w których potrafisz tonąć godzinami. Widzisz wyraźne kości policzkowe po  których tak często wodziłaś palcem.  Widzisz jego, swojego Piotrusia. Widzisz jego- wrak człowieka. Widzisz jego tak podobnego do Ciebie.

-Lenka, proszę porozmawiajmy – mówi cicho. Nie ma w nim żadnego entuzjazmu. Nie ma żadnego błysku w jego oczach. Nie ma już Twojego Piotrka.

-Nie mamy o czym. Widziałam zdjęcia. -  chcesz zamknąć mu drzwi przed nosem. Jednak on jest szybszy i pośpiesznie stawia stopę na progu tak, że masywne drzwi odbijają się od niej. 


-Proszę Cię Lenka- idzie za Toba lustrując dokładnie każdy milimetr Twojego ciała jakby przypominał ją sobie na nowo.  Studiuje Twoje ciało jak starą mapę, którą nie miał w swoich dłoniach wieczność. Siadasz na krześle. Chowasz twarz w dłoniach.  Chłopak kuca naprzeciwko Ciebie, kładąc olbrzymią dłoń na Twoim udzie. Przez Twoje ciało przechodzi dreszcz. Dreszcz którego nie czułaś już dawno. Dreszcz podniecenia. Dreszcz tęsknoty. Dreszcz miłości.  Podnosisz wzrok na jego tęskne oczy. – Kochanie tak bardzo przepraszam, tak bardzo Cię kocham. Jestem głupi. Głupi z miłości do Ciebie, a bez Ciebie jestem nikim. Nic nie znaczącym człowiekiem, człowiekiem pustką. Wybacz mi, zrobię wszystko tylko błagam wybacz mi. Pokochaj mnie znów, pokochaj mnie jeszcze mocniej- mówi, a Ty wpajasz się w jego spragnione Ciebie usta.  Przytulasz się do niego jakby zaraz skończyć się miał otaczający Was świat, bo przecież swój świat tworzycie właśnie Wy. 




______________________
Wróciłam. Cieszycie się.
Nie wiem kiedy następny. Może między Świętami, a Sylwkiem. Nie wiem. mam egzaminy. Trzymajcie kciuki. 

Jestem chujowa i za to przepraszam. Weny jak nie było tak i nie ma.


Wszystkiego dobrego na nadchodzące Święta. 


Dalej Resovio, dalej.


Pozdrawiam