' Love is the perfect ingredients to be happy'
Wybicie barku. Niewyobrażalny ból. Zostajesz tak
niefortunnie zablokowana, że kość wyskakuje Ci z miejsca w którym powinna być.
Z łzami w oczach zjeżdżasz do boksu, tam od razu znajduje się przy Tobie sztab
specjalistów którzy mają Ci ulżyć. Zakładasz osłonki na płozy i wychodzisz do
szatni. By tam krzyczeć i uwolnić resztę emocji. By uwolnić nadzieję, że ktoś
może Cię dostrzec na tych zawodach.
Siedzisz właśnie w salonie tatuażu z najlepszą przyjaciółką
wielką fanką hokeja- Oliwią. Twój plan
jest jeden chcesz mieć od kostki, aż do kolana wytatuowanego hokeistę.
Pięknego. Idealnego. W pełnym zamachu na bramkę. Po kilku godzinach bólu
pomieszanego ze śmiechem, bo artysta jak sam się określił który kreślił Ci
tatuaż opowiadał figlarne i śmieszne żarty. Dowiedziałaś się, że musisz chodzić
z zaklejoną łydką kilka dni, żeby atrament ładnie ‘zgryzł’ się ze skórą.
Podobno jesteś pierwszą dziewczyną, i pierwszą osobą której tatuowano hokeistę.
Podobno dziewczyny w Twoim wieku tatuują sobie motylki, kwiatuszki i tym
podobne. Ale Ty przecież jesteś inna. Idziesz do swojego domu w którym czeka na
Ciebie pies i wujek z nieciekawą miną i białą koperta na stole. Boisz się, że
coś się stało. Nie wiesz co masz zrobić. Jak zapytać. Jak podejść do tematu.
-Wujku coś się stało?- pytasz z nadzieją w głosie, oczekując
negatywnej odpowiedzi. Oczekując ? No właśnie, chyba sama nie wiesz czego
oczekujesz.
-Lenka, udało nam się. W końcu nam się udało- mówi
przytulając się mocno do Ciebie, lecz Ty do końca nie wiesz o co chodzi.
-Wujaszku, ale co się stało- dociekasz mocno i dowiadujesz
się, że masz trzy propozycję do gry w klubie, bo przecież na tych nieszczęsnych
Mistrzostwach Europy nabawiłaś się kontuzji i żaden z klubów nie chciał wtedy
nawiązać z Tobą, żadnej współpracy. Gdy dowiedziałaś się o tych
propozycjach byłaś wniebowzięta.
Wiedziałaś, że robisz duży krok. Gra za
pieniądze to spełnienie Twoich najskrytszych marzeń. Nie możesz w To wszystko
uwierzyć. Od razu dzwonisz do
przyjaciółki, która po kwadransie zjawia się u Ciebie z progu z butelką wina i
paczką solonych chipsów. Oczywiście Ty
nie pijesz tylko poisz się sokiem porzeczkowym, ale dziewczyna sobie nie
odmawia i w rezultacie wypija całą butelkę i zasypia na Twoim łóżku, nie chcąc
ją budzić pakujesz śmierdzącą torbę w pralni, wkładasz kij to futerału i
wychodzisz z domu by udać się do autobusu.
Tym razem idziesz na trening z chłopakami, po części nie możesz się
doczekać aż im powiesz o swojej dobrej nowinie.
Wsiadasz do autobusu linii numer 124 i czujesz, gdzieś tak w
podświadomości, że nie będzie to miła podróż. Już sam fakt, że stoisz w
przegubie długiego autobusu z wielką torbą, z której niezbyt miło pachnie,
dodatkowo krótkie spodnie, bo jest Ci nad wyraz ciepło nawet jeśli jest to
początek maja. Wszystko było by dobrze, gdyby nie miłe słowa starszej pani,
która siedziała gdzieś obok Ciebie.
-Widzi Pani, chodzą takie dzieciury nie wiadomo gdzie nie
wiadomo po co z jakimiś wielkimi walizkami. Niby takie bogate, a autobusami
jeżdżą- Zbiera się w Tobie wielka niepohamowana złość. Jak stare za
przeproszeniem babsko, może Cię znać, a tym bardziej oceniać ? Zastanawiasz się
kto jej dał takie prawo
-Proszę Panią, ja nie mam pięciu lat i nie jestem z pierwszej
łapanki. A Pani jako starsza osoba powinna mieć krztę jakiejkolwiek godności i
nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Nawet jeśli wiozłabym w tej torbie zwłoki,
to Panią nie powinno to wcale, a wcale nie interesować – mówisz, a gdybyś była
psem to piana toczyłaby Ci się z przerażającego pyska. Starsza Pani jeszcze coś
pomruczała, ale przestało Cie to obchodzić, bo włożyłaś pokaźnej wielkości
słuchawki na głowę i zatraciłaś się w słowach PIH’a. Po kilku minutach dojechałaś do punktu
docelowego swojej podróży. Bierzesz
czerwoną torbę za materiałową rączkę i idziesz do szatni. Niemal w
ekspresowym tempie przebierasz się i dołączasz do rozgrzewających się już
chłopaków
-Chłopaki mam dla Was nowinę!- krzyczysz, a każdy z nich momentalnie zjawia się obok
Ciebie z niecierpliwieniem wytężając wzrok na Twojej dużej już posturze- Mam
dwie propozycje do gry w Ekstralidze- mówisz na jednym wdechu i nagle słyszysz
śmiech chłopaków przechodzisz z rąk jednego do drugiego uspokaja Was dopiero
gwizdek trenera. Na jednej z przerw podjeżdża do Ciebie Marcel jeden z
napastników tutejszego klubu
- Ile masz tych propozycji ? –pyta z zaciekawieniem, czasami
masz wrażenie, że czuje on do Ciebie coś więcej niż tylko przyjaźń lecz Ty nic
więcej zaoferować mu nie możesz
-3 –odpowiadasz ze stoickim spokojem, ale tak naprawdę dusza
tańczy po całej tafli
-Skąd? –pyta, a tu momentalnie wymieniasz 2 miasta hokejowej
kolebki polski i jednego nowatora. – I które masz zamiar wybrać ?-dopytuje
-Wiesz, Sanok na pewno nie jest w moim typie, podobnie jak
Tychy. Mają wszystko. Mają renomę, ja chce pokazać, że jestem dobra, i ze z
moją mała pomocą moja drużyna jest zdolna do zwycięstw. Dlatego pewnie wybiorę
Rzeszów- w odpowiedzi dostajesz pewien
zarzut, że źle wybierasz. Lecz Ty dokładnie wiesz co robisz, dokładnie wiesz
dokąd zmierza Twoje życie i dokąd ma zmierzać. Chcesz Rzeszów to tam pójdziesz.
Wiesz też, że to jedna z najważniejszych i z najtrudniejszych decyzji jakie
musisz podjąć w swoim krótkim ale pełnym wrażeń życiu. Po kilku godzinnym treningu wyczerpana wracasz do domu,
po raz kolejny wchodzisz pod prysznic by zmyć trud dnia, wchodzisz do swojej
sypialni, ale widok owiniętej w chińskie osiem kołdrą przyjaciółki szybo
ewakuujesz się z pomieszczenia i udajesz do kuchni, by oświadczyć wujkowi swój
wybór i przy okazji coś zjeść. Twój opiekun wydaje się być bardzo zadowolony z
Twojego wyboru, uważa, że stawiasz sobie wysoko poprzeczkę wbrew pozorom. Bo
nie sztuka jest iść do zwycięscy, sztuką jest iść do upadłego by wraz z nim
wznieść się ponad wyżyny niczym Feniks z popiołu.
Zjadasz szybko jak na
zawołanie. Idziesz do torby by wyjąć kilka nieświeżych rzeczy i wrzucić je do
prania. Przewijasz się po mieszkaniu, by
w rezultacie zaprzedać swoje ciało i duszę Morfeuszowi.
Kiedy byłaś w bidulu nie wyobrażałaś sobie swojej przyszłości
lecz w Twojej głowie padało jedno określenie ‘być kimś’, patrząc teraz z
perspektywy czasu wierzysz, że jesteś w stanie to uczynić. Z niecierpliwością
odliczasz dni by tego jednego wielkiego udać się do stolicy Podkarpacia by
spełniać swe marzenia. Każda chwila mija tak szybko, że nie jesteś w stanie jej
poczuć, zasmakować. Codzienne i długotrwałe treningi sprawiają, że jesteś już
troszkę zmęczona, mimo tego z radości masz ochotę krzyczeć. Czujesz się
spełniona.
Gdy jesteś na cięższym treningu z chłopakami przychodzi
moment który w sekundzie może po raz kolejny pokrzyżować Twoje plany. Przez
swoją nieuwagę i zbyt duże zaangażowanie zostajesz zablokowana. Osuwasz się
bezwładnie na lód. Leżysz oczekując wybawienia, a w głębi siebie wijesz się z
bólu. Po niedługiej chwili podjeżdża do ciebie Twój napastnik krzycząc od
połowy tafli jak bardzo jest mu przykro i jak bardzo nie chciał, odpowiadasz mu
zdawkowym ‘Lajtowo Antek’ i o jego minimalnej pomocy podnosisz się rozmasowując
na tyle ile jest to możliwe obolałe miejsce. Wracasz do domu, rozbierając się
patrzysz w lustro na zaczerwieniony punkt Twojego ciała, przechodzącemu przez
korytarz wujkowi uszło to jednak na uwadze i momentalnie znalazł się przy Tobie
-Proszę Cię, dziecko nie mów, że teraz, gdy jest taka szansa
przed Tobą, Ty znów nie uważałaś? - mówi
oczekując jednego. Zaprzeczenia. Ty oczywiście próbujesz robić dobrą minę do
złej gry. Sama w głębi siebie nie dopuszczasz wizji spędzenia kolejnego sezonu
na domowym tapczanie.
-Nie, jest dobrze. Marek nie zauważył odnowienia tamtej
kontuzji – po tamtych słowach siedziałaś
na twardym krześle znajdującym się na werandzie w samym sportowym staniku, a
wujek kleił Ci niebieskie tejpy , który chociaż trochę koiły ówczesny ból.
Dni mijają, ból nie ustaje i tego strasznie się boisz, wręcz
doszczętnie Cię to paraliżuje od wewnątrz. Boisz się grać na treningu. Boisz
się angażować. Trener i Ty sama jesteś
zawiedziona Twoją spadkową formą. Jesteś słabsza niż 12 letni chłopiec który
dopiero zaczyna gryźć lód. Nie wiesz jednak, że wyjazd do Rzeszowa okaże się
czymś więcej niż tylko wymarzonym sportowym cudem. Jeszcze nie wiesz, że
znajdziesz tam przyjaciół, że znajdziesz tam miłość swojego życia.
Dzień 3 lipca do końca zapamiętasz. Nigdy nie zapomnisz ani
jednej minuty. Dlaczego? Otóż dzień ten to Twój wyjazd. Żegnasz się z pięknym
Krakowem na rzecz tajemniczej stolicy Podkarpacia. Nadchodzi dzień
przeprowadzki. Jesteś strasznie podekscytowana szczęście wręcz emanuje z
Twojego drobnego ciała. Po dwóch godzinach jazdy jesteś już w Rzeszowie. Twoim
kwaterunkiem okazuje się małe mieszkanie w starej kamienicy w centrum miasta.
Jak się okazało do lodowiska masz niecałe 10 minut drogi na pieszo. Wujek nie
mógł z Tobą długo zostać, bo trening Twoich młodszych kolegów z którymi i Ty
notabene trenowałaś był ważniejszy i Ty
to oczywiście rozumiesz jak mało kto. Twoje mieszkanie które dostałaś od klubu
jest małe, ale bardzo przytulne ma w sobie to coś co lubisz. Na półkach od
kilku godzin ustawiasz różnego rodzaju trofea i medale, czy nawet fotografie.
Następnego dnia masz stawić się na swój pierwszy trening w
klubie. Torba już dawno naszykowana leżała w pokoju czekając tylko, aż ją
weźmiesz. Kije również leżały w pełnej gotowości. Siedzisz samotnie na wielkim
puchatym fotelu w ręku dzierżąc butelkę Tymbraka, oglądasz mecz swoich nowych
koleżanek i stwierdzasz, że są naprawdę dobre, ale brakuje im osoby która
tchnie pozytywnego ducha to przecież niby nic, a jednak coś tak ważnego. Z
Twojego letargu budzi Cię dzwonek do drzwi niczym kubeł lodowatej wody wylanej
na głowę, który dzwoni jakby miał Cię alarmować o nadchodzącym końcu świata.
Zrywasz się z fotela i niczym antylopa fikuśnie zmierzając do drzwi. Otwierasz
ja, a przed Tobą wyrasta starsza kobieta z talerzem w dłoniach
-Dziecko – mówi i bezpardonowo pakuje się do Twojego
mieszkania idzie w kierunku kuchni Ty zaś stoisz osłupiała i nawet o minimetr
nie zmieniając swojego położenia- przyniosłam Ci kotlecika z takiego dobrego
wiejskiego schabiku, którego mój stary
ze wsi przywlekł- wiesz, że musisz iść do miejsca z którego dochodzi
lekko zrzędliwy, ale i opiekuńczy głos- Boziu jaka Ty mizerniutka, Czy Ty w
ogóle dziś jadłaś- pyta, a Ty zmieszana lekko kiwasz głową- No i patrzcie
niebiosa jak kłamać umie. Ale ja swoje przeżyłam i swoje wiem. Panienka to
sportłumen? – pyta co kwitujesz zalążkiem perlistego śmiechu i odpowiedzią-
Tak, jestem hokeistką
-Łolaboga, a to ja wiem. Mój stary toto na to ustrojstwo
chodzi, potem przychodzi cały przemarznięty i pakuje mi się do wyra,- mówi, a
Ty już wiesz, że polubisz tą babcie, że ona pomoże Ci kiedy najbardziej
będziesz tego potrzebować.
- W takim razie chętnie załatwię Pani mężowi jakieś
wejściówki na mecze- proponujesz, a potok słów i podziękowań który wypływa z
ust starszej kobiety o imieniu Balbinka jest nieopisany i chyba niepodważalny.
Rzadko kiedy można spotkać się z takimi ludźmi, którzy nie czynią sercem tylko
nim są. Innych stawiają jako wyższe
dobro. Kobieta uparła się, że po Twoich treningach na ‘okrutnie zimnym lodzie’
a przecież przez Stasia ona wie dokładnie jak zimny jest lód, masz przychodzić
do niej na ciepłe babcine obiadki. W zamian za to masz rano wychodzić z jej
psem o imieniu Kosa, jak potem się dowiadujesz Twoja sąsiadka jest wielkim
kibicem tutejszego siatkarskiego klub z ich środkowym na czele. Nie
zaprzeczysz, że nie jest on przystojny, bo zaprzeczając w to byłabyś okrutnie
kłamliwa.
_________
Więc w Wasze rączki oddaje dokładnie 1833 słowa rozdziału, który pozostawia wiele do życzenia, z tego względu, że nic się w nim nie dzieje, zacznie się dziać w następnym rozdziale, gdzie główna bohaterka pozna któregoś z siatkarzy.
Proszę o Wasze opinie, oczywiście komentarze pod prologiem bardzo mnie cieszą, i te wszystkie miłe słowa, które dają wielkiego kopa do pisania. Jeszcze raz dziękuje, motywujecie mnie przeokropnie. Wiec każda z was niech zostawi tu cokolwiek.
Jak wiecie zakończona jest historia z Włodarczykiem i w czwartek dobiegnie końca również historia z Kubiakiem, ale nie pozbędziecie się mnie tak łatwo, bo z tego miejsca zapraszam Was na bloga, w którym głównym bohaterem jest Krzysiu Ignaczak. I tam zostawcie coś po sobie.
Jeśli macie do mnie jakieś pytania - ASK
Polub to jeśli chcesz wiedzieć więcej o rozdziałach lub po prostu pogadać - Facebook.
No i rozdział jest w całości dedykowany wspaniałej blogerce - NIEZAPOMINACJE, która jest fenomenalna w każdym komentarzu, w każdym słowie, i w tym że ogarnęła wszystkie moje kiepskawe blogi.
To tyle, nie przedłużam.
Pozdrawiam Anka