Soon We'll Be Fine
Co jest dla sportowca istną katorgą? Nie są to przynajmniej
dla Ciebie wykańczające do granic możliwości treningi, czy trudne taktyczne
mecze. Nie są to również bolesne i wolno gojące się kontuzje. Wielkim cierpieniem jest dla sportowca powrót
do pustego domu, w który odbija się echo naszego głosu. Tak
też jest i z Tobą, to już któryś powrót z treningu gdzie wchodzisz do
mieszkania, rzucasz torbę o dębowy parkiet masz ochotę krzyknąć ‘Jestem’ ale
wiesz, że i tak nikt Ci nie odpowie, bo przecież ściany nie umieją mówić,
paprotka też nie pomacha Ci radośnie. Taki właśnie jest ogromny trud życia ze
sportowcem i bycia sportowcem. Nie cierpisz tego uczucia, jednocześnie nie możesz
sobie wyobrazić życia bez sportu, który zajmują wielką część Twojego dwudziestoparoletniego życia.
Kolejny to już wieczór spędzasz sama, chyba że kilogramy kurzu i ciszy można uznać
jako przednie towarzystwo. Piotrek od kilku dni przebywa w Zielonej Górze na
Pucharze Polski. Nie możesz tam jechać, bo przygotowania do niedzielnego meczu
zapełniają Twój czas do granic możliwości. Boisz się tego meczu jakoś
wewnętrznie, nie paraliżuje Cię strach przed przegraną, bo tak nie jest. Dziwne
emocje omiotły Twoje ciało i za żadne skarby świata nie chciały z nich
wylecieć.
-Cześć Piotruś – mówisz usadawiając się wygodnie w
wiklinowym krześle na balkonie. Gorące promienie słońca muskają Twoją bladą,
zmęczoną twarz.
-Cześć Słoneczko- mówi, na Twojej buzi wkrada się wielki
uśmiech- Jak się czujesz?
-Tęsknie wiesz- dodajesz cicho
-Wiem, wiem ja też. Ale w niedziele wracam do domu z
Pucharem i Ty w wygraną.
-Oj chciałabym, Ty z Pucharem wrócisz na sto procent, gorzej
z moją wygraną. – nagle wiatr przywiewa, a Ty syczysz z bólu, bo o swoim
istnieniu znów przypomniał bark.
-Kotku co jest?
-Nie, nic takiego. No i jak tam w tej Zielonej Górze?
-A wszystko w porządku. Wróciłem właśnie z obiadku, za
niedługo mamy trening. Jutro mecz z Jastrzębiem. Mam nadzieję, że pokażemy
dobrą formę i odegramy się troszkę za ten nieszczęsny mecz.
-Oj Piotrek nie przesadzaj, jesteście lepsi od Jastrzębia
tylko uwierzcie w To – nagle słyszysz w tle
‘-Piotruś to nam jaki się Alvaro profesoro zrobił
-Profeco? Krzysiu czy ten obiad co żeś jadł to na pewno był Świerzy?
-No jasne. Kosa bo Ty to nigdy chyba zakochany nie byłeś’
‘-Piotruś to nam jaki się Alvaro profesoro zrobił
-Profeco? Krzysiu czy ten obiad co żeś jadł to na pewno był Świerzy?
-No jasne. Kosa bo Ty to nigdy chyba zakochany nie byłeś’
Chłopak najwyższy z tej trójki wkurzył się i wypędził
kolegów z pokoju wracając do poważnej jako tako rozmowy, bo za chwile zeszliście
na inne poboczne tematy, które wywoływały na waszych twarzach ogromne uśmiechy.
Czemu właściwie tak obawiałaś się tego meczu ? Może dlatego,
że miałaś znów stanąć oko w oko ‘ze swoją’ rudą przyjaciółką. Na której widok
drobne dłonie same zaciskały się w twarde jak skały pięści. Dzień jakim była
niedziela nieubłaganie zbliżał się do Ciebie wielkimi krokami. Każdy trening
był przepracowany przez każdą z was na 120 procent i mogłyście z dumo
powiedzieć, że wykonujecie świetną robotę, która pokaże jakiś efekt.
Stoisz na lodzie, lodowisko jak nigdy zapełnione jest niemal
po brzegi. Widać szaliki i barwy klubowe Rzeszowskich Tytanów. Wyjeżdżasz
odważnie na lód, nie będziesz grała z niską głową, nie masz się czego obawiać.
Jesteś pewna swoich możliwości i możliwości Twojego teamu. Mecz jest taki jaki
zaplanowałyście. Każda z was, swoją grą
zapewnia bezbolesne wygarnie spotkania. Obrona jest szczelna, napastniczki szybkie,
nie mówiąc o świetnej bramkarce. Wszystko jest idealne, do czasu. W trzeciej
tercji ruda zołza wjeżdża na Ciebie ciałem, odbijasz się od plastikowej pleksy
za polem bramkarza. Łapiesz się odruchowo za bark i osuwasz się na lód. Słone
łzy wypływają Ci z oczu i tworzą mokrą stróżkę płynącą po karku. Gra idzie
dalej, wszyscy oczekują tego, że zaraz wstaniesz i pojedziesz. Nagle sędzia
zatrzymuje grę, Anita podjeżdża do Ciebie
-Mała co się stało- pyta nachylając się nad Tobą
-Kurwa, mój bark. Nie mogę ruszyć ręką- ratownicy wrzucają
Cię na noszę. Po chwili leżysz na łóżku w klubie i lekarz lekko Cię bada.
-Obawiam się Pani Leno, że trochę Pani przypauzuje.
-Coo?! Chyba Pan oszalał- krzyczysz, a łzy znów leją się po
Twoich policzkach, nie tak wymarzyłaś sobie dzisiejszy dzień.
______________________
______________________
Według moich wcześniejszych obliczeń następny rozdział miał być epilogiem. No właśnie, miał być.
Jeszcze chyba pomęczycie się z tą historią
Zapraszam do obejrzenia moich zdjęć, właśnie wrzuciłam, także są świeżutkie -> Dopóki Aparat w Garści
No i zapraszam do zapoznania się z moim ostatnim już blogiem -> Ulotne Szczęście
Jeśli masz do mnie jakieś pytania to zapraszam na -> ASK
PS. Zmieniłam muzykę. Co Wy na to ?
Pozdrawiam Ania
PS. Zmieniłam muzykę. Co Wy na to ?
Pozdrawiam Ania